Tekst


Zawieszone: [TAKTYKA] Rozdział czwarty
W trakcie: [Drabble]
1. Castiel x Dean (SPN)
2. Stark x Rogers (Marvel)
3. Lucifer x Decker (Lucifer)
4. Sam x Lucyfer (SPN)
5. Levi x Petra (SNK)
6. Eren x Historia (SNK)
7. Mikasa x Jean (SNK)
8. Levi x Erwin (SNK)
9. Armin x Annie (SNK)
10. Konohamaru x Hanabi (Boruto)
11. Boruto x Mitsuki (Boruto)

Popularne

niedziela, 7 kwietnia 2019

[Roleplay] Hidan x Kakuzu

Brak komentarzy:
Pogrubione: Hidan
Zwykłe: Kakuzu (ja)

OOOOI KAKUZU! Czemu Ty tak na mnie narzekasz... *Mruknął i skrzyżował ręce na klatce z obrażoną miną*

- Czy naprawdę niebiosa mnie tak pokarały...? - pokręcił głową, z niedowierzaniem odwracając się w jego stronę. - Co ja takiego zrobiłem...? - popatrzył na srebrnowłosego lekko podłamany na duchu. - Hidan... jak już masz się do mnie w ogóle odzywać, to nie drzyj tak gęby, z łaski swojej. I nie, nie narzekam. Stwierdzam fakty.

- Nie mów o niebiosach bezbożniku! - mruknąłem niezadowolony.- Dla Ciebie cały świat się kręci wokół forsy.. I ja nie krzyczę tylko mówię głośno, tak szybko idziesz, że nie nadążam!- lamentowałem. - I nie zgrywaj się.. -powiedziałem milutko.- Wiem, że się beze mnie nudziłeś.
- Gdybyś nie odprawiał tych swoich durnych modlitewek, to nie musiałbyś się tak spieszyć, żeby dorównać mi kroku. I ciszej byś był. - westchnął wkurzony zachowaniem tego nabuzowanego wariata. - Jakie nudziłem? Pomyliłeś się nieco, bo chyba chciałeś powiedzieć "mogłeś złapać oddech ode mnie, rozdartego siwego bachora", Hidan. Twój mały móżdżek z tobą dzisiaj nie współpracuje za dobrze, ech? - uśmiechnął się delikatnie pod maską.

Przedrzeźniałem go cały czas, gdy prawił mi te zabawne uwagi.
- Oooi... Dobrze wiesz, że muszę. Dzięki temu, Pan daje mi nieśmiertelność! - wytłumaczyłem mu po raz milionowy raz. Hipokryta z Ciebie. Sam na mnie często krzyczysz. - mruknąłem przymykając. - jedno oko i wymachując kosą z trzema ostrzami. Na jego dąsania wybuchnąłem śmiechem. - Wmawiaj sobie bezbożniku. Kto się czubi ten się lubi. - odparłem pewnie wskazując na niego kosą.

 - Czasami chciałbym, żeby można było Cię po prostu zabić. Nie musiałbym się tak niepotrzebnie denerwować. - westchnął zrezygnowany, zastanawiając się w duchu, czy aby nie łatwiej byłoby uciąć głowę temu narwańcowi, zamiast wdawać się w niepotrzebne, męczące go swoją idiotycznością dyskusje. - Jak ja cię zaraz "polubię", to skończysz gdzieś w krzakach z oderwanym łbem i wyprutymi flakami. - posłał mu wkurzone spojrzenie, teraz już naprawdę rozważając takową opcję. - Albo oddam twoją łepetynę Tobiemu, a resztę bebechów rozrzucę na jakimś opuszczonym trakcie. Miej to na uwadze przy następnym otwieraniu tej tępej jadaczki, Hidan.

Dobrze wiesz, że to niemożliwe. - odparłem z miną niewiniątka uśmiechając się triumfalnie. Gdy jednak usłyszałem jego zirytowany głos postanowiłem odpuścić. - W ogóle nie masz dystansu, Kakuzu. Nie idzie z Tobą pożartować. - powiedziałem zrezygnowany. Kakuzu to tak nudny człowiek. A ja tylko chciałem przerwać tą ciszę, bo droga mi się dłuży. - Sam jesteś tępy. Obejrzałbyś się za jakąś kobietą.. ale Ty nieee... Bo przecież można uganiać się za forsą, a i tak jej ze sobą nie zabierzesz do grobu. Bóg Cię osądzi. - wymamrotałem sam do siebie zakładając kosę na plecy. Widząc jego spojrzenie chętne mordu wymachiwałem rękami przed sobą i zaśmiałem się zakłopotany.
- Dobrze dobrze, już się nie odzywam.
Jednak cisza mnie znudziła po niespełna 10 minutach. - Ooooiii... Kakuzu? A gdzie my tak właściwie idziemy, co?
Poirytowany pokręcił tylko głową na marudzenie swojego pokręconego towarzysza. Zastanowił się przez chwilę, czy w ogóle opłaca się odpowiadać na kolejne, coraz durniejsze pytania srebrnowłosego. Jak dotąd, jedyna działająca na Hidana technika, powodująca uciszenie tego kretyna choć na krótką chwilę, było ignorowanie go. Ale i to nie zawsze pomagało, a Kakuzu nie chciał testować dzisiaj granic swojej cierpliwości, w końcu sam pragnął trochę odpoczynku po długim czasie w marszu. - Do najbliższej wioski. - odparł kilka minut później po jego pytaniu, bez żadnego zatrzymania nadal dążąc przed siebie. Przy drobnej pomocy szczęścia w ciągu następnej godziny dotrą na miejsce, co mogło tylko pomóc Kakuzu i jęczącemu ciągle jashiniście. - Ściemnia się. - wymamrotał to tonem sugerującym, jakoby Hidan był zupełnie ślepy, co w pewnych aspektach na pewno było prawdą. - Zatrzymamy się w jakimś miejscu. Tanim. - gderliwie zaakcentował ostatnie słowo, niechętnie spoglądając gdzieś w bok.
- No nie powiem Kakuzu, Ty to masz jednak oko. - powiedziałem ironicznie i poklepałem go po ramieniu z uśmiechem. Wiedziałem, że ma mnie za idiotę... Ale aż tak?
- Wiesz, że chciwość, to pierwszy stopień do piekła? - spytałem dobiegając do niego.
Niedługo potem trafiliśmy do wioski, a Kakuzu znalazł najtańszy lokal.. a raczej (kaszlnięcie) rudere zabitą dechami.
- JA MAM TU SPAĆ?! - wydarłem się robiąc wielkie oczy i minę zbitego psa w stronę swojego kompana. - Wolne żarty. Wlokę się za Tobą cały boży dzień. Nie pozwalasz mi robić tyle przerw na modlitwę ile muszę, ograniczam się do minimum, a Ty mi każesz spędzić noc w czymś...- wskazałem na ten wybryk natury. - takim? - naprawdę się załamałem.
Stojąc przy ladzie, by zamówić pokój zacząłem szukać portfela.
- Cholera... Kakuzu.. Kakuzu... Ka ku zuuu... - powiedziałem cicho kilka razy, ale on mnie ignorował, więc pociągnąłem go za płaszcz.
- Zgubiłem portfel. - mruknąłem niewyraźnie pod nosem, gdy jaśnie pan raczył na mnie spojrzeć.
 Lekko wkurzony strzepał niewidzialny pył z ramienia, który pozostał po dotknięciu tego siwego narwańca i w zupełnej ciszy już szedł w stronę mieściny.
Gdy członkowie Brzasku dotarli do celu, niebo już ściemniało, a zapalone lampy przy drodze nie potrafiły sobie z tym faktem poradzić. Po przekroczeniu bram wioski i dwóch wystraszonych, pilnujących jej strażników dwukolorowe oczy z niezwykłą prędkością wychwyciły w półmroku szyld z napisem "tanie pokoje". - Marudzisz. - wymamrotał na wypowiedziane przez Hidana słowa. Miejsce, jak każde inne, choć dziury w wydeptanej już podłodze, ścianach, biegające myszy pod stopami mogły odstraszać tych delikatniejszych przyjezdnych. Kakuzu jednak wolał zaoszczędzić trochę grosza na wygodach, bo przecież od takich rzeczy się nie umiera.
Po wysłuchaniu cichego zawodzenia i jęczenia jashinisty, trzepnięciu go w łeb i tym samym wystraszeniu drobnej staruszki stojącej za ladą, zamaskowany odchrząknął znacząco. - Poproszę jeden najtańszy pokój. - spojrzał tu dyskretnie na wielkie, proszące oczy Hidana. Nie, żeby im uległ. Po prostu był dzisiaj dobrze nastawiony do świata. - Z dwoma łóżkami.
Nie czekając na dalszą reakcję srebrnowłosego, choć gdzieś za sobą słyszał to ciche "dzięki ci, stary zgredzie", z niechęcią wyłożył pieniądze na stół i zabrał metalowy kluczyk otwierający zatęchłe wnętrze pokoju 13. - Nie daj mi żałować tej decyzji, Hidan. - powiedział znacząco w jego stronę, otwierając mały, zakurzony pokoik w mdłym, pomarańczowym kolorze.  

- Nie mój drogi, ja nie marudzę.. Żeby posłannik Boga musiał spać w takiej oklejbidzie... - odchrząknąłem niewyraźnie pod nosem, tak aby starszy nie usłyszał.
***
- Ała.. baka.. - warknąłem cicho przymykając oko i głaszcząc swoje czoło, a pod palcami wyczułem małego guza. - Za grosz opanowania.. - pomyślałem, jednak zaraz rozszerzyłem powieki i wryło mnie w tą dziurawą podłogę słysząc, że bez zbędnego kazania wziął jeden pokój dla nas.
- Sknera. - zaśmiałem się pod nosem idąc za nim na palcach jakby w skowronkach. Chociaż zaraz po tym uświadomiłem sobie, że będę musiał oddać Kakuzu z nawiązką za to, jeśli zrobię coś co mu się nie spodoba..
Przewróciłem oczami. Że też musiałem zgubić ten pieprzony portfel, a tak teraz jestem goły i wesoły... I zdany na łaskę Kakuzu. Mimo wszystko, ja byłem kulturalnym człowiekiem i mu podziękowałem pod nosem.
- Dzięki o łaskawy. - ukłoniłem się za nim lekko go przedrzeźniając i pobiegłem za nim na górę omal nie załamując starych, skrzypiących schodów.
Gdy weszliśmy do pokoju zaleciało stęchlizną. Aż zatkałem sobie usta i nos dłonią.
- O fuuu... Kakuzu... - jęknąłem patrząc na sufit. Gdy już moja twarz była fioletowa od wstrzymywania powietrza wypuściłem ze świstem powietrze i zacząłem dyszeć, a potem kichnąłem od nadmiaru kurzu..
- Masz wszystkie pieniądze akatsuki, a musimy się męczyć, mam alergię... - marudziłem i rozejrzałem się po pokoju, kolor tych ścian był wyjątkowo ohydny. Wyblakły pomarańcz.. Zmrużyłem powieki i usiadłem ostrożnie na łóżku. Czułem, jak się pode mną zarywa.
- Daje temu starociu 3 godziny i się zarwie, mówię Ci Kakuzu.. - powiedziałem przekonująco i ziewnąłem.

No cóż. Pokój nie zapowiadał się tak źle, jak mogło być za taką cenę. Wystarczyło tylko przewietrzyć. Wiele razy przewietrzyć. Z cichym westchnieniem na marudzenie Hidana, Kakuzu ściągnął z siebie płaszcz, rzucając go na jedno z łóżek, które było przykryte narzutą o bliżej nieokreślonym kolorze, wzniecając przy tym tony kurzu w powietrze. Zamaskowany podszedł powoli po trzeszczącej podłodze do mocno ubrudzonego okna, niemalże wyrywając je z zawiasów przy delikatnej próbie wpuszczenia do środka trochę świeżego powietrza. - Jesteś nieśmiertelny, durniu. Nic ci nie będzie. - przewrócił oczami, patrząc na trzymającego się za nos srebrnowłosego. W głębi ducha przyznał mu rację. Cena pokoju powinna być jeszcze mniejsza, zważając na warunki panujące w tym pomieszczeniu. Łóżko, na którym usiadł Hidan, nienaturalnie zaskrzypiało, a nawet w pewnym miejscu wydawało się wygiąć.
- Pieniądze są po to, żeby móc je oszczędzać. Pamiętaj. - powiedział po chwili ciszy, wracając wzrokiem za widok za oknem. Gdzieś dalej, w ciemnościach, udało mu się dostrzec rzędy kolorowych lampionów porozwieszanych między dachami, dało się też słyszeć delikatny szum wydawany przez tłumy ludzi, nawet muzykę.
- Tam chyba jest jakiś festyn. - stwierdził z małym niesmakiem. Nigdy nie przepadał za dużą ilością podpitych ludzi, którzy nic nie robili, tylko krzyczeli na siebie nawzajem ponad stoiskami z jedzeniem. - Możesz iść zobaczyć, czy nie ma tam kogoś, za kogo moglibyśmy zdobyć trochę pieniędzy. - uśmiechnął się złowrogo pod maską na myśl o kolejnej zgarniętej sumie.
W tym czasie Kakuzu mógłby posiedzieć przynajmniej chwilę we względnej ciszy, bez towarzystwa nachalnego wariata, który co dwie godziny musi odprawiać swoje modły, trawiące tylko cenny czas.





Gdy odwrócił się do mnie plecami, przedrzeźniłem go zasłaniając sobie usta, udając że mam maskę i mówiąc to co on szeptem wywracając oczami. Gdy do ciemnego pokoju wpadło trochę światła, moje tęczówki aż się mieniły w ciemnościach. Ale i tak było tutaj przerażająco obrzydliwie!
- Festyn? Co? Pokaż! - powiedziałem z niedowierzaniem. Poza tą ruiną istnieje życie? Aż musiałem się przekonać ma własne oczy. Podbiegłem tam ostrożnie, bo bałem się, że podłoga pode mną się zarwie. Odsunąłem Kakuzu od okna i wychyliłem się przez nie machając nogami gdy za mocno się uniosłem i prawie wypadłem z okna.
- Świeże powietrze... Mmm.. - mruknąłem z zadowoleniem. A zaraz potem potrząsnąłem głową. - Festyn jest chyba w tej B O G A T S Z E J części miasta - zauważyłem kładąc nacisk na te jedno słowo.
- Mogę ale... Umm.. - zacząłem i zaciągnąłem się w zapachu. Dango.. łakocie.. wata cukrowa.. Jashin wie co jeszcze.. przygryzłem wargę i zamknąłem z rozmarzeniem wymalowanym na twarzy oczy. - Oiii... Kakuzu... - zacząłem bardzo milutko i cicho. - Zgubiłem portfel i... - zacząłem i podrapałem się po karku z niewinnym uśmiechem. - i wiesz.. na festynie też są fajne.. doooobre rzeczy do jedzenia, a my jemy te najtańsze.. eee... - spojrzałem na niego, a czując powiew wiatru, który przywiał więcej zapachu jedzenia złapałem się za burczący brzuch. Odpływałem myślami do tamtego jedzenia.
Patrzyłem maślanymi oczami na starszego.
- Oddam Ci jak coś zarobimy! No daj spokój Ka-kuuu-zuuu... - wymamrotałem i nagle mnie olśniło. - Obiecuję nie wracać wcześniej niż przed północą. Chyba chcesz odpocząć ode mnie, cooo?

Kakuzu odsunął się od okna widząc, jak Hidan wymachuje w wielkim podekscytowaniu swoimi kończynami na wszystkie strony świata. W którymś momencie mało brakowało od jego rozpłaszczenia się na twardej powierzchni, bo prawie wypadł ze środka razem z ramą okna. W tej sekundzie zamaskowany pociągnął go za kawałek płaszcza w swoją stronę, czego Hidan nawet w swoim wierzganiu się chyba nawet nie zauważył.
Kakuzu popełnił mały błąd zerkając na uradowaną twarz swojego towarzysza, bo gdzieś tam głęboko pod skórą zrobiło mu się delikatnie cieplej, co bezskutecznie próbował w sobie zdusić. Jego mózg chyba był za bardzo zmęczony podróżą, co nigdy nie pokazywało się w taki sposób, ale ten pierwszy raz zawsze musiał kiedyś nastąpić. Ignorując już dalej chaotyczne wzmianki na temat jedzenia, jego skąpstwa, czy innych rzeczy, ciemnowłosy ruszył w stronę łóżka, gdzie powoli sobie usiadł, wymuszając ze starego łóżka okropne trzeszczenie.
Rozmyślając na temat tego, czy Hidanowi w ogóle potrzebne są pieniądze, dlaczego miałby mu je dać, czy wyda je na kolejne zbereźne zabawki, czy jednak faktycznie na jedzenie, Kakuzu po części doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby go nigdzie nie puszczać, przywiązać do kaloryfera, zakneblować i mieć spokój. Z drugiej strony dla świętego spokoju można trochę się poświęcić... z lewego nadgarstka ciemnowłosego wysunęły się czarne nici, które z kieszeni jego płaszcza wyciągnęły skórzaną podręczną sakwę z odliczonymi pieniędzmi. - Nie wiem, czy to dobry pomysł cię tam puszczać. Jeszcze kogoś zabijesz. Przypadkiem. - mruknął pod nosem, prawą dłonią ściągając z głowy swoją maskę i wdychając niefiltrowane już niczym powietrze, które, swoją drogą, dalej nie pachniało za dobrze, pomimo otwartego okna.
Kakuzu pogrzebał coś chwilę w sakiewce, wyciągając ze środka garść monet, które powinny wystarczyć na coś do zjedzenia, o zgrozo, w dobrej jakości. Uniósł wzrok na rozpalonego z ekscytacji jashinistę, któremu niewiele brakowało, żeby skakał aż po sufit z radości. - Nawet nie wiesz, jak wiele mi zawdzięczasz. - powiedział wynioślej, wciskając mu w otwartą dłoń garstkę pieniędzy. Jeśli dobrze pamiętał, to od piętnastu lat nie był tak rozrzutny, jak tego wieczora.

Czekałem w skupieniu, aż Kakuzu coś mi odpowie. Usiadł na łóżku jak zwykle z nadąsaną miną. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem widząc, jak siada na łóżku, a ono prawie się pod nim zarywa, tak jak pode mną wcześniej. Zabawny widok.
- Stara Sknera, pozostanie starą sknerą. - pomyślałem rozbawiony w myślach. Jednak podtrzymałem maślane oczy i błagalny wzrok, bo wiedziałem, że gdybym teraz się roześmiał to nici z waty cukrowej. A tak nią pachniało... Chociaż.. w środku to wata cukrowa też nieźle capiła stęchlizną, niemniej jednak miałem nadal wciąż na nią wielką ochotę.
- Oi, Kakuzu, Ty się martwisz? Dobrze się czujesz? - odruch, po prostu odruch, bo naprawdę byłem pod wrażeniem, słysząc od niego taką uwagę. Nigdy się mną zbytnio nie przejmował. Phi, wiedziałem, że tak naprawdę nie chciał po prostu wydawać zbędnie pieniędzy. Patrzyłem jak ściąga maskę już nieco zniecierpliwiony. Wywarł na mnie napięcie. Byłem prawie pewien, że zaraz położy się spać i zostawi mnie bez odpowiedzi i... Pieniędzy. Byłem do tego przyzwyczajony, bo zawsze tak robił, gdy się na coś napaliłem. Zawsze mnie gasił jak.. świeczkę. Ku mojemu zdziwieniu pojawiła się sakiewka z brzęczącymi charakterystycznie w środku monetami. Pomrugałem oczami kilka razy, a zaraz potem je przetarłem, bo nie dowierzałem temu co widzę. Gdy uniósł wzrok w moją stronę, na mojej twarzy malowała się jeszcze większa euforia.
- zjem sobie waty.. waty i Dango.. LA LA LA ... - śpiewałem już w myślach.
Zignorowałem jego docinkę i przyjąłem jałmużnę jaką mi podarował. Z moich ust wyrwał się okrzyk zadowolenia.
- Nie zobaczysz mnie do rana! - powiedziałem wielce uradowany. - Ale to zaraz po tym, jak zmówię modlitwę. - powiedziałem próbując ochłonąć, przygotowałem się do modlitwy. Złożyłem ręce i zamknąłem oczy.
Jednak zaraz otworzyłem jedno i spojrzałem na leżącego na łóżku Kakuzu.
- Ne, Kakuzu. Wiesz co? Aż zmówię za Ciebie modlitwę do Jashina. - powiedziałem z szerokim uśmiechem od ucha do ucha.
Gdy skończyłem modlitwę po pół godzinie w ciszy miałem ochotę rzucić tekst w stylu "z miłości ludzie robią różne rzeczy". Ale ugryzłem się w język, bo chyba bym wyleciał razem z tymi ruinami rudery, w jakiej byliśmy. A nie chciałem psuć sobie wieczoru. Więc po prostu uradowany, podśpiewując sobie pod nosem wyszedłem z pokoju. Odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem wychodząc z tej nory.
- A teraz Hidan... Czas na zabawę! - mruknąłem do siebie zacierając ręce i poprawiając trójostrzową kosę na plecach i ruszyłem w stronę światła i regionalnej muzyki.

Patrząc z politowaniem na poczynania swojego zbyt religijnego i rozweselonego towarzysza, Kakuzu postanowił wygodnie położyć się na widocznie zmaltretowanym przez lata łóżku, które przy każdym najmniejszym ruchu wydawało z siebie dźwięki agonii, przerywając chwilową ciszę panującą w obskurnej klitce. Bądź co bądź materac okazał się nawet wygodny, chociaż świadomość, że zapewne niejeden człowiek przez te lata musiał tu zemrzeć, gdzieś nie dawała ciemnowłosemu spokoju. Spod przymkniętych powiek spoglądał czasem na działania Hidana, który chyba zawzięcie wpatrywał się we wnętrze swojego pustego łba, próbując wyraźnie uruchomić tam jakieś mechanizmy, żeby jego mózg zaczął w końcu działać. Nawet podczas tego głupiego rytuału nie potrafił się zamknąć i co chwilę mamrotał coś do siebie, później w stronę ignorującego go Kakuzu, później znów do siebie i tak w kółko. Leżący we względnym spokoju skąpiec został wyrwany z zamyśleń na temat kolejnej wyprawy, dzięki której mógł się znacznie wzbogacić, gdy srebrnowłosy zaczął coś sobie podśpiewywać pod nosem, wstał i żwawym krokiem ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
Kakuzu powninien być delikatnie zaniepokojony faktem, że Hidan wyszedł z pokoju w pełnym uzbrojeniu, a na jego plecach dalej umieszczona była ta brzydka, jaskrawa kosa. Sumienie rozkazało mu, aby został w środku, nigdzie nie wychodził, bo przecież powinien celebrować te chwile w samotności, bez rozwrzeszczanego gówniarza obok. Rozsądek natomiast mówił, że ten rozwrzeszczany gówniarz zaraz postawi na nogi całą wioskę, jeśli tylko coś głupiego mu się umyśli w tym malutkim, grzechoczącym móżdżku. Jako, że u ciemnowłosego różnie bywało z tym sumieniem, a zwykle bywało zupełnie nieobecne, postanowił, że zbierze się chociaż trochę, założy maskę na twarz i pójdzie mu zabrać to żelastwo, zanim komukolwiek zrobi więcej krzywdy, niż im było potrzeba w tamtej chwili do szczęścia.
Zanim opuścił pokój przeglądnął się tylko w lustrze, czy nie wygląda jak kompletny chodzący horror, ale wyglądał najlepiej, jak w tamtej chwili tylko mógł. Przy wyjściu z budynku skinął delikatnie w stronę recepcjonistki, jednocześnie próbując nie zabić szczura, który przebiegł mu obok nogi. Starsza pani wyglądała na przestraszoną bardziej, niż wtedy, gdy wcześniej do niej zawitali we dwójkę. Zamaskowany wzruszył ramionami.
Niewzruszony panującym ciepłem, pomimo tego, że nastała już noc, ruszył ciemną alejką w stronę głośnej muzyki i zapachu opiekanego jedzenia, gdzie miał nadzieję, spotka Hidana. Gdyby przyznać, to atmosfera w lekko zaciemnionej części miasteczka nie była taka zła, a przyjemny wiatr zdołał trochę uspokoić Kakuzu, który miał nadzieję, że w rozświetlonej na wszystkie kolory długiej uliczce niedaleko nie będzie tak okropnie, jak sobie wyobrażał. Miał nadzieję, że młody jashinista też nic głupiego nie wywinie przed jego przyjściem.

Szedłem uśmiechając się do siebie jak idiota. Uśmiech stopniowo zaczął mi schodzić z twarzy, gdy zatracałem się w myślach. Zastanawiałem się, czy Kakuzu aż tak mnie nie cierpi i postanowił poświęcić te kilka marnych groszy na to, żeby się mnie pozbyć na kilka godzin, czy po prostu chciał mi sprawić przyjemność.
- Baaaaka jaro.. - powiedziałem sam do siebie pobłażliwie klepiąc się z otwartej dłoni w czoło i jęknąłem zamykając oczy. Zapomniałem o tym małym guzku, po kuksańcu Kakuzu przy recepcji.
- Auć.. - mruknąłem. Jestem idiotą, to już wiemy.
Czemu ja się zastanawiałem w ogóle, skoro dobrze znam odpowiedź. Oczywiste było, że mnie nie cierpi i chciał mnie spławić. Machnąłem ręką na to. Dlaczego miałbym się przejmować tym starym sknerą i jego obelgami.
Westchnąłem pod nosem i w jednej chwili straciłem ochotę na watę cukrową. Zawitałem na ten cały teatrzyk. Szedłem między straganami przyciągając na siebie uwagę ludzi.
- Achhh... Wiem, że jestem przystojny, ale nie musicie się tak na mnie gapić.. - powiedziałem rozbawiony do wieśniaków, którzy w jednej chwili odwrócili ode mnie wystraszony wzrok, a inni zaczęli szeptać. Mlasnąłem niezadowolony i założyłem rękę na rękę.
- Pójdą za to do piekła Panie Jashin. - mruknąłem sam do siebie ignorując plebs. Podszedłem do stoiska z łakociami i kupiłem sobie jakąś słodką przekąskę. I tak biegałem od straganu do straganu kupując sobie słodycze. Aż zostało mi jeszcze 22 jeny, które postanowiłem wydać na sake. Usiadłem pod jakąś sceną wbijając obok siebie kosę i zacząłem pić.
- Oii.. Kakuzu, szkoda, że jesteś starym zrzędliwym sknerą i nie ma Cię tutaj. - zaśmiałem się sam do siebie. Nawet muzyka tutaj nie była taka zła, a nawet przyjemna dla ucha. Dzieci w kółku śmiały się i bawili w berka ich rodzice oglądali ich z ławek przy stolikach. Spojrzałem na swój brzuch.
- Dawno się tak nie obżarłem. - odetchnąłem i poklepałem się po umięśnionej klatce piersiowej. Uniosłem butelkę, jakbym chciał wznieść toast i wypiłem do dna po czym solidnie mi się odbiło. Butelkę wyrzuciłem za siebie. Niespełna godzina później tańczyłem z jakimiś kobietami przy scenie w rytm muzyki. Nieźle mnie trzepnął ten alkohol. Aż gdzieś w tłumie zobaczyłem Kakuzu.
Jestem tak nawalony, że mam zwidy, czy on tu naprawdę się pojawił? Parsknąłem śmiechem pod nosem i wyciągnąłem rękę do góry, po czym zacząłem nią wymachiwać.
- OOOOII! KAKUZUUU TU JESTEM ŚLEPOTO! - wydarłem się i zostawiłem kobietę, z którą tańczyłem po czym pobiegłem poprawiając kosę w stronę kompana. Mimo, że byłem nieśmiertelny, to alkohol działał na mnie jak na zwykłego śmiertelnika, a jakby nie patrzył, nie wypiłem dużo, ale zdarzało mi się raz na ruski rok, dlatego tak nieznaczna ilość zrobiła mi wodę z mózgu. Niezdarnie potknąłem się o własną nogę biegnąc i upadłem metr przed Kakuzu, a kosa wyślizgnęła mi się z rąk i poleciała w górę. Zatrzymała się na jakimś straganie, na szczęście nie robiąc nikomu krzywdy.
Spojrzałem na kosę i powoli się podniosłem..
- Jashin czuwa.. - mruknąłem wodząc lekko nieobecnym wzrokiem po Kakuzu. Otrzepałem strój z kurzu. - Te... Stęskniłeś się? Chyba kiedyś mówiłeś, że nie lubisz festynów? - spytałem kładąc ręce na biodrach i zaśmiałem się.
- Dobra czekaj! - przerwałem mu, gdy chciał coś powiedzieć. - muszę po dziecko iść. - westchnąłem i poszedłem po kosę.
Gdy wróciłem przepraszając wystraszonego mieszkańca powróciłem do rozmowy.
- No to co my tu maaamy... Kakuzu jak nie patrzeć!
Idąc przez dłuższą chwilę w ciemnościach, dotarł w końcu do jednego z kolorowych kramików, zaczynających rzędy kolorowych straganów, przy których aż pachniało od gotowanego tam jedzenia. Nie zatrzymywał się na dłużej niż kilkanaście sekund przy każdym z nich. Dopiero, gdy wpadł na niego jakiś wesoły dzieciak, sprzedający po kilka dango nabite na patyczek, zwrócił na kogokolwiek w tłumie większą uwagę. Wesoły uśmiech chłopaka wzbudził w nim pewny rodzaj zmieszania, bo nikt, oprócz Hidana, tak się nie szczerzył w jego stronę. Co więcej - odkąd tylko wyłonił się z ciemnej alejki, zdawał się wzbudzać tylko przerażenie w ludziach, wszyscy uciekali wzrokiem, byleby tylko nie patrzeć w jego stronę czy na zamaskowaną twarz. Jakieś dziecko rozpłakało się po zauważeniu go, ulica delikatnie ucichła, choć nie do końca, bo gdzieś w dalszej części ulicy dalej dało słyszeć się wesołe okrzyki i wiwatowanie w większości przydrożnych barów. Koniec końców ciemnowłosy stwierdził, że raz kozie śmierć, wziął ze sobą jedno dango.
Po chwili błądzenia we wszechogarniającym tłumie, Kakuzu zaszył się w środku jakiegoś sklepu ze zwojami, szukając czegoś ciekawego dla siebie. Na zewnątrz muzyka grała coraz głośniej, zaczęły się wspólne śpiewy, tańce. Kakuzu bardzo kulturalnie zauważył w stronę sklepikarza, że cena za jeden ze zwoi jest bardzo zawyżona, a nawet delikatnie go nastraszył, co widocznie poskutkowało. Wyszedł na ulicę z zaoszczędzonymi pieniędzmi, triumfalnym uśmiechem pod maską i większą chęcią na przebywanie wśród tych ludzi. Przypomniał sobie, że miał znaleźć tego kolorowego narwańca, który nie potrafił nigdy powstrzymać się od bójek.
Na razie tłum wydawał się spokojny, jeśli nie licząc wszechobecnego skakania i darcia się, więc zamaskowany ruszył dalej, docierając do bardziej otwartej przestrzeni, jakiegoś placu, na którym znajdowała się mała scena z grupą muzyków. Skupiając się na osobach stojących niedaleko nich, dostrzegł zdrowo już pijanego jashinistę, który energicznie machał w jego stronę. Wystarczyła chwila, aby ten znalazł się tuż obok, a dokładniej wyłożył się plackiem na kostce brukowej, wysyłając swoją kosę na blisko położony stragan z rybami. Od razu było widać, że miał za sobą kilka butelek alkoholu, co wcale nie zdziwiło gderliwego Kakuzu. Mało brakowało, że zdzieliłby go zdrowo po łbie, ale w tym stanie pewnie Hidan by się nawet nie wzruszył. Stwierdził więc, że poczeka, aż srebrnowłosy pozbiera swoje zwłoki z posadzki. - Dalej ich nie lubię. Są za głośne. - stwierdził, wywracając oczami. Dał mu chwilę, żeby zgarnął “swoje dziecko” od przestraszonego sprzedawcy, po czym chwycił go za ramię i zaczął prowadzić pomiędzy ludźmi w tłumie, coraz dalej od wyjących śpiewaków.
Początkowy cel zabrania srebrnowłosemu broni gdzieś spalił się po drodze, bo zamaskowany stwierdził, że Hidan w takim stanie nie mógłby się nawet sam obronić, a co dopiero walczyć. Na plus było to, iż po takich zabawach zwykle spał jak dziecko, więc nie będzie memlał jęzorem przez większość nocy.
Wezmę sobie tylko coś do jedzenia. Ty chyba wyczerpałeś swój limit na dzisiaj. - powiedział złośliwie, patrząc na jego twarz, gdzie na policzku miał przyklejony kawałek waty cukrowej.
Chwilę później, idąc już z dango w ręce, kątem oka zerkał na chyba dalej głodnego jashinistę, który wgapiał się w jedzenie jak najświętszy obiekt na świecie. Ściągając maskę w dół i zjadając powoli połowę dalej czuł na sobie te kolorowe tęczówki, śledzące każdy jego ruch. Nie żeby mu to przeszkadzało, był już przyzwyczajony, że Hidan zachowywał się tak większą część dnia, ale przez to swoje gapienie się w ogóle nie patrzył pod nogi i co chwilę kogoś też potrącał. Podirytowany już pod koniec drogi jasnymi alejkami Kakuzu wręczył mu ostatnią słodką kulkę, która została na patyczku, jakby zupełnie nie obchodziło go, co się z nią stanie. - Masz i przestań się ślinić. - powiedział, patrząc się na twarz tego przeszczęśliwego, sadystycznego dzieciaka.
Droga do ich miejsca pobytu minęła głównie w ciszy, przerywanej zachwytami jashinisty na pojawiające się w zasięgu oczu kramy z przeróżnymi świecidełkami i kilku krótkich postojach przy nich. W którymś momencie przy jego niekończącym się gadaniu przy stoisku z kolorowymi minerałami, Kakuzu po prostu wręczył sprzedającemu odliczoną sumę pieniędzy, kazał towarzyszowi wybrać któryś z kamyków, zamknąć dupę i w końcu się ruszyć.
W samym holu ich hoteliku nogi Hidana w końcu się poddały, chociaż nadal było mu wesoło, więc zamaskowany przerzucił go sobie przez ramię, nie słuchając jego marudzenia czy podśmiechiwania się z każdej małej myszki, którą Kakuzu chciał ominąć na swojej drodze. Otwierając pokój prawie upuścił śmiejącego się głośno Hidana. Nawet już nie wiedział z czego.
Siedź. - mruknął pod nosem, usadzając srebrnowłosego na jednym z łóżek, co spotkało się z widocznym protestem i energicznym wymachiwaniem nogami. Odłożył jego kosę pod ścianą, chociaż miał wielką ochotę na rzucenie tym żelastwem gdzieś w kąt tak, żeby jak najbardziej się połamało, co i tak było trudne do zrobienia. - Siedź mówię. - podniósł głos, gdy bardzo wesoły człowiek postanowił spaść z posłania na skrzypiące deski podłogowe, widocznie próbując coś zrobić, ale sam za bardzo nie wiedział co. - Nienawidzę dzieci. Przysięgam. - przewrócił oczami na ten marny widok, ponownie usadzając jashinistę w jednym miejscu. Jeśli się nie postara, następująca po tym noc będzie długa, a Hidan będzie marudzić cały następny dzień. Ech.




- Przyznaj się, że po prostu teskniłeś. - wybełkotałem z deka niewyraźnie uśmiechając się jak ostatni głupek po czym rozległ się dźwięk mojego donośnego śmiechu i poczułem mocne szarpnięcie za ramię w stronę ulicy bez straganów.
- Jasne, Ty się nigdy nie przyznasz, a Jashin wie co Ty robiłeś zanim Cię znalazłem! - powiedziałem z oburzeniem wymachując niezdarnie w jego stronę kosą. Przez te tańce połamańce jedzenie, które zjadłem przed wypiciem sake wyparowało ze mnie, a gdy Kakuzu wspomniał o tym, że będzie jadł jak na zawołanie wykręciło mi kiszki i oboje usłyszeliśmy moje burczenie w brzuchu..
- Ooooi.. Kakuzu.. nie dokuczaj mi.. - mruknąłem śledząc jego dłoń, w której miał smaczne kąski. - Już Ci mówiłem, że chciwość to pierwszy stopień do piekła. - wymamrotałem z przerwami, bo co jakiś czas zawieszałem się na dango... Wyciągnąłem rękę po jedzenie i...
- Auć! - jęknąłem, gdy dostałem po dłoni tymi jego sznurkami. Ciekawe skąd się biorą.. i czy jego ciało pod ubrania...
CO!? Hidan uspokój się.
- Dlaczego lubisz jak cierpię? Sprawia Ci to przyjemność? Bóg Cię ukarze zobaczysz sknero! - mamrotałem nie spuszczajac wzroku z dango wędrującego z powietrza do jego ust.. z powietrza i do jego ust.. z powietrza i...
- Ach cholera! Pieprzona wioska!? Nie umiesz łazić niezdaro??? - wykrzykiwałem strasząc ludzi, na których jak się potem okazało to ja wpadałem.
Gdy Kakuzu dał mi ostatni kawałek Dango nawet nie podziękowałem, uznałem, że to mi się należało, jak nie więcej.. tyle czasu zmarnowałem na prośby skierowane do tego drania!
Gdy zjadłem świat stał się nagle bardzo zabawny i ciekawy.
- Jakie to łaaadne.. Kakuzu mogę podejść i dotknąć?
- Oiii Kakuzu???? Widziałeś??? Za moich czasów to takiego czegoś nie było!
- KAKUZU!!! ZOBACZ JAKIE ŚWIECĄCE KAMYCZKI!!!!! - pisnąłem rzucając się niemal w objęcia towarzysza z zachwytu. Już naprawdę nie wiedziałem co się dookoła mnie dzieje. Wybrałem mały fioletowy stalagmit, który był miejscami przezroczysty.
- Co sądzisz Kakuzu? Pasuje do koloru moich oczu, ne? - spytałem uradowany tuląc do policzka "kamyczek".
Śmiałem się sam do siebie i rozmawiałem ze swoją nową zdobyczą, bo mój kompan miał mnie widocznie dosyć. Gdy dotarliśmy do hoteliku nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Byłem zmęczony, kręciło mi się w głowie, ale jednocześnie wszystko wokoło było tak komiczne, że boki zrywać!
Karuzela śmiechu się skończyła, gdy Kakuzu zabrał mi moją kosę i rzucił ją w kąt.
- Kakuzu nie zasnę bez mojej kosy! - powiedziałem śmiertelnie poważnie, jak gdyby to była sprawa życia i śmierci. Chciałem po nią sięgnąć, ale moja ręka miała teraz cały ciężar mojego ciała i spadłem z tego łóżka, doszczętnie je już zarywając.
- Ooooiii Kakuzu! Nie łaskocz mnie! - zacząłem się śmiać, gdy ten próbował mnie usadzić w miejscu.

To była zdecydowanie ciężka noc dla.. Kakuzu. Ja się świetnie bawiłem. W końcu zasnąłem w kącie wtulony w kosę, a mój piękny sen o kolejnych ofiarach dla Pana Jashina przerwało mocne uderzenie w tył głowy i zdenerwowany głos Kakuzu. Mój poranek zaczął się cholernie upierdliwym bólem głowy doskwierający najbardziej, przy każdym gwałtownym ruchu i susza w gardle..
Z wczorajszego wieczoru.. niewiele pamiętałem.
- Musimy zrywać się tak z rana? - zapytałem kompana, który ciągle mnie poganiał. Dzisiaj był bardziej złośliwy niż zwykle. Czyżbym aż tak sobie wczoraj nagrabił? Nie wypiłem dużo! Zaledwie.. dwie butelki sake.
- Ksa... Że też nic nie pamiętam.. - mruknąłem pod nosem. - Kakuzu za co jesteś zły? - spytałem, ale jedyne co otrzymałem to spojrzenie.. pogardę zmieszane z ostrym zirytowaniem. Chyba będę musiał to mu jakoś wynagrodzić.
- Panie Jashin.. dopomóż w potrzebie.. - mamrotałem do siebie. Aż moją uwagę przykuła jakaś jednostka żyjąca. Zatrzymałem Kakuzu i uniknąłem jego ciosu, bo z pewnością nie miał ochoty na ciaganie go za płaszcz.
- Zanim mnie zabijesz.. - zacząłem rozbawiony. - Zobacz, czy to nie człowiek, który nam ostatnio zwiał? - spytałem i podziękowałem w duchu Bogu. Miałem nadzieję, że gniew Kakuzu minie, gdy złapiemy tego shinobi, a on odbierze nagrodę za jego łeb.
- Wiesz co? Złapie go dla Ciebie! Co Ty na to, Kakuzu? - spytałem skacząc przed nim podekscytowany. - Wtedy już nie będziesz zły? - dopytywałem z nadzieją.


Ta noc, naprawdę, była katorgą. Gdy tylko Hidan się rzucał w swoim łóżku, a rzucał się często, jakby coś go poparzyło, skrzypiało jego łóżko, wnerwiając próbującego usnąć Kakuzu. I to nie samo łóżko wnerwiało go tymi dźwiękami, bo i przy każdym, najmniejszym ruchu któregokolwiek z nich większość desek w pokoju zaczynała wydawać z siebie upiorne dźwięki, akompaniując muzyce, która wpływała do pokoju przez delikatnie uchylone okno.
Przez kilka godzin zamaskowanemu udało się nawet zmrużyć oczy, śniąc jak zwykle o niczym. No, może oprócz snu o złapaniu wiele wartego mnicha, ale to można pominąć. Obudził się tylko kilka razy i półprzytomny sprawdzał, czy jego sakiewka dalej leży w zasięgu ręki, ale nigdzie się nie ruszała, więc postanawiał wracać do zasłużonego odpoczynku. W którymś momencie srebrnowłosy zaczął odprawiać swoje przez sen, wzywać swojego małego bożka, żeby do niego przybył, co obudziło Kakuzu bardziej, niż by sobie tego życzył. Myślał, że za chwilę się to skończy, ale mamrotanie jego towarzysza trwały, i trwały, i trwały, a zbliżający się świt i coraz jaśniejsze niebo za oknem wcale mu nie pomagały w ponownym zasypianiu.
Z niechęcią otworzył oczy, obracając się w stronę zaślinionego narwańca, który akurat w tamtej chwili się przymknął i spokojnie przytulał się do swojej broni. - Wstawaj, Hidan. - Po sekundzie namysłu postanowił, że trzaśnie go z całej siły w głowę, co zrobił, idąc w stronę klitki podobno nazywającej się łazienką. Do jego uszu doszedł głośny jęk bólu, ale był już w środku, więc nie przejmował się tym za bardzo. Może do czasu ich wyjścia z tej rudery Hidan sam się ogarnie i pozbiera… nie, to za dużo, jak na niego.
Chwilę później wyszedł do ich wspólnego pokoju, swoimi energicznymi krokami prawie rozwalając jedną z desek w podłodze, ale nie mógł przejmować się tym mniej. Przechodząc obok dalej schowanego częściowo pod kołdrą Hidana chwycił go za nogę i z całej siły pociągnął za sobą, ściągając jego bezwładne ciało na ziemię. Towarzyszący temu trzask łamanych paneli tylko polepszył mu humor, co pokazał jeszcze szybciej pakując swoją torbę z pieniędzmi, trzy razy sprawdzając, czy wszystko jest na miejscu.
Dobrze, że jesteś gotowy. - powiedział, patrząc zniecierpliwiony na rozczochranego jashinistę. - Zaraz wychodzimy. Już. Teraz. - uściślił, ignorując jego pytanie i posyłając mu najbardziej zirytowane spojrzenie, jakie tylko mógł. Nic tak go nie denerwowało, jak niezdyscyplinowanie Hidana w takich momentach. Nie rozumiał, jak można całą noc przespać, jak małe dziecko i dalej mieć problemy ze zgarnięciem się z samego rana. Nie dość, że pomógł mu donieść swoje zmaltretowane alkoholem zwłoki do ich kwatery, to ten jeszcze nie potrafił mu okazać żadnej wdzięczności.
Rzucił mu ostatnie spojrzenie przed wyjściem, wskazujące na to, żeby się pospieszył i wyszedł na korytarz, trzaskając drzwiami za sobą.
Będąc już na zewnątrz budynku, zaraz po ponownym przestraszeniu recepcjonistki swoją obecnością, Kakuzu poczekał na Hidana minutę, zanim ten pospiesznie dowlókł się na miejsce. Wyglądał jak rozczochrana zmora. Podkrążone oczy, okropny grymas na twarzy, włosy w nieładzie na pewno nie pomagają w podrywaniu panienek, co bardzo lubił robić, podróżując. Na tą myśl Kakuzu aż triumfalnie się uśmiechnął pod swoją maską, wiedząc, że dzisiejsze próby jashinisty na nic się nie zdadzą. Nie to, żeby coś takiego zamaskowanemu przeszkadzało, to nie jego biznes. Dobra, po namyśle to dalej jego biznes. Ale nie w dziwnym sensie.
Idąc tłumną ulicą po pewnym czasie poczuł pociągnięcie płaszcza od strony Hidana, na co chciał mu odpowiedzieć, uderzając go z całej siły walizką w ten durny łeb, ale jego uderzenie zostało zgrabnie uniknięte. Już miał coś powiedzieć, gdy propozycja padająca z ust srebrnowłosego wytrąciła go z tego zamiaru. Podążył wzrokiem za podążającym niedaleko przed nimi znanym im shinobim, a oczy zaświeciły mu się na bliżej niezidentyfikowany kolor. Nagroda. Pieniądze. Spojrzał ponownie na  dziwnie rwącego się do walki Hidana, kiwnął tylko głową, a jashinista w ciągu sekundy zniknął mu z oczu. - Nie zmasakruj go za bardzo. - dodał cicho, zanim narwaniec zdążył się ulotnić. Ich cel ku całemu szczęściu skręcił w jakąś przydrożną alejkę, znikając z pola widzenia większości spacerujących wszędzie mieszczan. Zanim zamaskowany zdążył dotrzeć na miejsce, gdzie zniknął Hidan, dosłownie przed nim na ziemi rozbryzgła się czerwona ciecz, sugerująca, że doszło do starcia. Kakuzu nie wzruszył się tym bardzo, skręcając w uliczkę, nie będąc jednak przygotowanym na to, że chwilę później obok niego wyląduje jedna z kończyn poszukiwanego przez nich człowieka. - Miałeś go złapać, a nie zabić. - powiedział głośniej, patrząc znacząco na rozszalałego z euforii Hidana, który dumnie stał nad powalonym, miał nadzieję, że tylko nieprzytomnym, przeciwnikiem. Scena rozgrywająca się przed nim rozpaliła coś głęboko w Kakuzu, gdy ten patrzył, jak krew ścieka z policzka srebrnowłosego, a on sam stoi z gigantycznym uśmiechem i w oczekiwaniu patrzy na swojego wspólnika w zbrodni.
Jeśli zamaskowany myślał, że w tak krótkiej chwili nie da się zrobić nigdze takiego burdelu, to chyba nie doceniał umiejętności Hidana.
Dobra robota. - powiedział cicho, po chwili zawahania ścierając dłonią mokrą ciecz z policzka jashinisty. Odwrócił się do niego bokiem, nie mówiąc już nic i przygotował jednak nieprzytomne ciało do wzięcia w dalszą drogę z nimi. Zarzucił sobie je na ramię, patrząc przelotnie na jashinistę z nieodgadnioną miną na twarzy i ruszył w stronę wyjścia z alejki.
Czeka nas długa droga do punktu skupu. - mruknął do siebie, mijając rozdygotanych ze strachu obywateli, którzy widzieli całą scenę. Nie dziwił im się ani trochę.


- YEEEEAAAAAH! W KONCU MOŻNA SIE ZABAWIĆ! - krzyknąłem w pełni szczęścia, gdy dostałem aprobatę ze strony Kakuzu, a zaraz potem skrzywiłem się z bólu głowy, który wciąż mi doskwierał. Poprawiłem niedbale srebrne włosy zaczesując je do tyłu i ruszyłem w pościg za celem..
Miałem w nawyku być bardzo głośnym.. ninją. Mój psychopatyczny śmiech było słychać na obżerzach małej wioski. Udało mi się zapędzić ofiarę w kozi róg. Pozwoliłem mu siebie zranić, w końcu ja i tak nic nie czułem. Drasnął mnie kunajem w policzek.
- Och i co zrobiłeś... - jęknąłem zrozpaczony. - Jak na mnie będą patrzeć panienki z taką blizną? - wskazałem swoją bronią na małą rankę , z której sączyła się krew. - Teraz muszę Ci oddać. W imię Jashina! - Warknąłem i zamachnąłem się dosyć mocno, za mocno. Wcale tego nie chciałem.. kosa dosłownie wyślizgnęła mi się z rąk i co?
No prawdę mówiąc, koleś był bardzo pechowy.. nie to co tamten wczoraj na stoisku z rybami. Nieoczekiwanie odciąłem mu nogę po samo kolano.
- No cóż! Przeżyjesz! - wzruszyłem ramionami, a ten padł na ziemię wzniecajac w powietrzę całą chmurę kurzu.
Zakasłałem porządnie. Gdy kurz zaczął opadać oparłem się o rączkę swojej broni i wypatrzyłem Kakuzu wyłaniającego się zza rogu, omijając ego dolną kończynę mojej zdobyczy.
- Wcale go nie zabiłem! To tylko małe zadrapanie. - powiedziałem radośnie i nabrałem dużo powietrza w usta wypuszczając je dumnie uniósł kciuk do góry i uśmiechnął się szczerze dumny z własnej roboty, a facet ewidentnie był bez nogi, a może by tą nogę złożyć Jashinowi? Fakt faktem, trochę nabałaganił, ale przecież za coś płaci się sprzątaczkom. Przynajmniej nie będą się obijać.
Przymknąlem oczy utrzymując triumfalny uśmiech na twarzy, a otworzyłem je, gdy poczułem, jak ktoś dotyka mojego policzka.
- Huh? - zdziwiłem się lekko tym gestem ze strony Kakuzu. Machnąłem na niego ręką.
- To dla Ciebie, nie ma za co. OOOOI.. Kakuzu, ale teraz nie będziesz zły? - spytałem z nadzieją mając nadzieję, że jeszcze nie zatracił się całkiem w myśli o pieniądzach.. i znów zapomni o całym świecie. TERAZ.. jak już dostał co chciał będzie mnie ignorować całą drogę.
- Umrę z nudów.. - pożaliłem się sam sobie, a słysząc że przed nimi długa droga, jęknąłem załamany i zacząłem wlec się za nim.
I tak idąc w ciszy miałem ochotę zapytać o coś.
- Oiii? Kakuzu? Zakochałeś się kiedyś? Ale wiesz.. w czymś innym niż to co jest złote, okrągłe.. i ogólnie jest złotem. - zapytałem. Zbliżyłem się do niego na palcach.
- Jak dużo starszy jesteś ode mnie? W Twoim stuleciu panienki były ładniejsze? Miałeś jakąś?? Oiii Kakuzu opowiedz mi coś do cholery. Nie ręczę za swoją nieśmiertelność, gdy panuje taka nudna cisza. - pozkarżyłem się starszemu.

Nikt za bardzo nie oponował, kiedy Kakuzu z bardzo widoczną checią mordu w oczach szedł przez wioskę z mocno zakrwawionym ciałem na ramieniu. Minąwszy bramę wejściową, a także dwóch strażników, którzy szybciej mogliby się posikać ze strachu, niż ich zatrzymać, zamaskowany odetchnął w końcu świeżym powietrzem napływającym od strony wszechogarniającego ich lasu. Kątem oka sprawdził, czy Hidan za nim idzie, a gdy tylko zobaczył jego umorusaną krwią twarz, znacznie przyspieszył. Chciał jak najszybciej dostać się do skupu, żeby wymienić nieprzytomne ciało na pieniądze i mieć spokój od już zaczynającego się zrzędzenia po jego lewej stronie. - Nie byłem zły. - odpowiedział na wcześniejsze bzdury, które Hidan wypowiedział. - Nie jestem.
To był całkowita prawda. Kakuzu nie miał powodu, by być złym na swojego wspólnika, on był po prostu mocno wkurwiony na to, że schlany bachor nie dawał mu spać w nocy, jakkolwiek dwuznacznie to nie brzmi, a sam był wyspany i pełen energii. Do tego nie musiał nieść wielkiego, pokrwawionego ciała, z którego sączyły się płyny brudzące Kakuzu dolną część płaszcza, ale to i tak było trochę rekompensowane przez obietnicę nagrody, którą dostanie za jego głowę.
Po raz kolejny cisza została przerwana przez dziwaczne pytania zadane w jego stronę, które spowodowało kolejne mordercze myśli w jego głowie, zwłaszcza o dekapitacji. - Tak. - powiedział jedno słowo po wysłuchaniu tych wszystkich namolnych pytań, mających za zadanie chyba go tylko wnerwić. Niech się dzieciak zadręcza, na które pytanie dostał odpowiedź. Równie dobrze można z tego zrobić udrękę dla srebrnowłosego, właśnie jego podenerwować brakiem odpowiedzi. Kakuzu pomyślał, że jeśli dobrze to rozegrać, to może zamknąć mu jadaczkę na dłuższą część podróży. Teraz miał przynajmniej pięć minut spokoju, widząc, że jashinista chociaż na chwilę zdębiał i się zamyślił.
Aż się zatrzymałem na moment słysząc krótką odpowiedz na moje pytania.
- Masakra.. tylko tyle masz do powiedzenia? - spytałem widocznie tym zaintrygowany. - KAKUZU. NO POWIEDZ.. JAKA ONA BYŁA? - dopytywałem zawzięcie.
- Brunetka? Czarna? Blondyna? Wierząca? Wysoka? Niska? Gruba? Chuda? Hmmm.. chociaż z Tobą... To na pewno nie była jakaś miss Polonia. - zauważyłem patrząc od stóp do głów po Kakuzu. - No móóówże Kakuzu. - jęczałem. - Opowiedz mi swoją historię miłosną! Ja i... Nasz nowy kolega posłuchamy! - krzyknąłem i klepnąłem tego nieprzytomnego, którego Kakuzu niósł na barana.

Zadając sobie mentalne uderzenie z otwartej dłoni w czoło, Kakuzu przeklinał głupotę tego imbecyla. Ile oni mieli, po dziesięć lat, że mieli opowiadać sobie takie historyjki? To dobre dla dzieci. Jeszcze ten moment, w którym pacnął ciało, które oddało lekko uderzenie w plecy zamaskowanego... Dziś mogła polać się krew, ponownie. I to nie jego.
Skręcając w ścieżkę na lewo na rozdrożach, zastanowił się na chwilę, jak by tutaj uciszyć tego bałwana. Z doświadczenia wiedział, że jedynym sposobem było odgryzanie się, aż srebrnowłosemu skończy się amunicja i w końcu się zamknie, nie mając zupełnie niczego sensownego do powiedzenia. Chociaż… równie dobrze dalej mógł płynąć z prądem rozmowy, coś wymyśli na poczekaniu.
On, Hidan. - odpowiedział mu, kątem oka widząc głupią minę, która pokazała się na twarzy jego towarzysza. Tak, to załatwiło sprawę. - I nie, nie był takim głupim imbecylem, jak ty, żeby w cokolwiek wierzyć. - dodał po chwili, czekając na kolejne durne pytania z jego strony.

- NANI!? - pisnąłem nie kryjąc już swojego zdziwienia. Fakt faktem byłem naiwny...
- Nabijasz się. - mruknąłem obrażony. - Widzisz te spojrzenie? - uniosłem łeb zdobyczy za włosy i wskazałem palcem na jego gałki oczne. - On też nie wygląda na przekonanego. Wkręcasz mnie. Nie jestem taki głupi. - puściłem ciemne włosy ofiary i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. - Jesteś okropny, wiesz Kakuzu? Na każdym kroku mnie odtrącasz i okłamujesz. - mruknąłem. - Chcesz ciszy? - spytałem już lekko poirytowany. - W porządku! Juz się nie odzywam.. - powiedziałem po czym wyprzedziłem go, zarzuciłem kosę na plecy i do zmierzchu, mało, że się nie odezwałem to i nie wymieniłem z nim żadnego nawet najmniejszego spojrzenia.
~ a co jeśli mówił prawdę?

Nie mam powodu, żeby kłamać. - wzruszył ramionami na nadąsane zachowanie jashinisty, ale nie powiedział nic więcej. Osiągnął to, co zamierzał osiągnąć, chociaż sposób na to był naprawdę głupi. Widok wyprzedzającego go, wkurzonego Hidana coś w nim ruszył, że przez chwilę poczuł się, jakby był jednym z rodziców, na które obraziło się dziecko. Nie to, że chciałby być kiedyś rodzicem. Nigdy. Ale wyobraźnia mu trochę pomagała.
Na następnym w prawo. - powiedział głośniej, mając nadzieję, że ten narwaniec go dalej jednak słucha, a nie obrażony leci przed siebie nie patrząc, gdzie idzie.
Pomimo widocznego dalej dąsania się, Hidan do końca dnia nie odzywał się do niego ani słowem, ale za to słuchał wskazówek co jakiś czas rzucanych przez swojego towarzysza. Gdy zapadł zmrok, Kakuzu nie patrząc nawet, czy srebrnowłosy dalej idzie przed siebie, czy nie, wszedł między zarośla w stronę, gdzie słyszał jakiś mały strumyk. Po kilkudziesięciu metrach ukazała mu się otwarta przestrzeń z małą polaną, na której usadowił ciało, z którego spłynęła już większość krwi, a jej część zaschnęła mu na płaszczu. Nie przejął się tym za bardzo, tylko zaczął rozpalać jakieś jakiś mały ogień z pomocą pozbieranych chwilę wcześniej patyków, przy którym miał zamiar spędzić przynajmniej część tej nocy. Jako dobry kompan, pomyślał również o dobrobycie swojego nadąsanego partnera, wysyłając po ziemi swoje czarne pnącza, które kilkaset metrów dalej złapały wciąż idącego w przód jashinistę, oplątały się wokół jego ciała i przywlokły jego ciało do nowo rozbitego obozowiska pośród dziczy. Kakuzu już z daleka słyszał obelgi, które leciały w jego stronę, ale tym również się nie przejął.
- Upiecz to i zjedz. - westchnął, patrząc na wzburzonego srebrnowłosego, który założył ręce na piersi i siedział niespokojnie w miejscu. Na nieme pytanie, które zawisnęło w powietrzu, jedno z jego pnącz podsunęło małą rybę w ich stronę, niemal sekundy wcześniej złapaną w pobliskim strumieniu. Zamaskowany oparł się o najbliższe drzewo i zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę i dżwięki wydawane przez trzeszczące patyki palące się w ognisku.

Może i się dąsałem. Ale od teraz... Tak od dzisiaj. Od dzisiaj będzie siedzieć cicho. Nie uwierzył Kakuzu, że mówi prawdę, w co jak w co, ale nie uwierzyłby, że ktoś pokochał taką sknerę i nudziarza. Ja?
Ja byłem wspaniały, miałem wiele wielbicielek. Achm.. a Kakuzu... Połowę mi odstraszał, ale i tak nie to przecież było najważniejsze, tylko misje.
Zatrzymywałem się na swoje rytuały i modlitwy względem Jashina, później jakoś doganiając Kakuzu..
I tak szedłem nawet w chwili, gdy zapadł już totalny zmrok.
- Najwyżej poczekam na niego w... Aaa kurwa! Co to jest?! - wrzasnąłem, gdy coś oplątało się na około mnie i powaliło na ziemię. - Cholerny Kakuzu! - klnąłem na niego każdym przekleństwem jakie mi przychodziły tylko do głowy. Po minucie lub dwóch tej całej przejażdżki mojego tyłka po ściółce leśnej czułem, że moim zajęciem na noc będzie wyjmowanie pieprzonych igieł, które powbijały mi się w tyłek. A nie mówiąc już o robakach, które weszły mi za kołnierz.
- Moje biedne piękne ciałko.. - mruknąłem smutno.
- To przez Ciebie! - warknąłem w stronę kompana, gdy już ukazał się moim oczom, usiadłem po turecku, krzyżując przed sobą ręce na klatce piersiowej. Byłem naprawdę wzburzony i poirytowany całym dzisiejszym dniem. Co dziwne, naprawdę nie chciało mi się strzępić już dzisiaj ryja.
- I że niby co.. - zacząłem pytać, ale w moich dłoniach znalazł się porządny dorsz. Bez zbędnych aluzji po prostu zrobił to co mu nakazano. Po posiłku jak i przed odmówił modlitwę. Gdy skończył wymienił spojrzenie z Kakuzu mające znaczenie, że będzie pełnił wartę nad ciałem, a Kakuzu może sobie spać czy co dusza zapragnie w tę rześką noc.
Pociągnął ciało trochę dalej, mniej więcej ostrożnie, ale tak, aby Kakuzu go nie słyszał i usiadł sobie z nim pod drzewem. Wziął je pod ramię i zaczął z nim gawędzić jak gdyby był żywy. A raczej.. przytomny. Chociaż..
- Ej a Ty to w ogóle jesteś żywy czy martwy już? Bo w sumie ta noga to niezdrowo wygląda. Wykrwawiłeś się przez nią, czy jeszcze nie? - spytałem patrząc po posiniałej twarzy trupa. - A w sumie, to dobrze. Bo przynajmniej nie będzie Ci przeszkadzało moja gadanie, a mi nie będą przeszkadzać Twoje odpowiedzi. No jakby nie patrzył, polubiłem Cię. - powiedziałem i poklepałem ciało po ramieniu.


Kiedy Hidan tylko się zamknął i zaczął zajmować się tą durną rybą, Kakuzu w końcu mógł odetchnąć w ciszy świeżym powietrzem. Zamyślił się przez chwilę nad tym, czy aby nie zostaną zbyt łatwo odnalezieni z powodu bliskiej odległości między ich obozowiskiem, a głównym traktem, ale w takiej sytuacji pozostałoby mu tylko współczuć ludziom, którzy postanowią ich odwiedzić. Nawet nie trzeba by mocno zachęcać Hidana do zajęcia się nimi, bo on zawsze z łatwością rozwiązywał takie problemy. A zwłaszcza, że, tu zerknął na srebrnowłosego pochylonego nad ogniskiem, miał on dzisiaj dziwnie wahający się humor.
Wsłuchał się w wypowiadaną przez jego towarzysza modlitwę, powoli zamykając oczy. Nie miał zamiaru zmrużyć dzisiaj oczu, ale raczej nie powie o tym swojemu kompanowi. Nagroda za głowę wypatroszonego z lekka ciała leżącego obok była zbyt wielka, jeśli ktoś jednak postanowi zawitać do nich w odwiedziny.
Usłyszał, jak coś ciężkiego sunie po ziemi i aż mentalnie przewrócił oczami. Pewnie ten dureń znowu wpadł na jakiś głupi pomysł. Niewiele się pomylił, gdy coś cicho pacnęło w ziemię, czyli Hidan w końcu usadził swoje marne dupsko na ziemi, a bezsensowne gadanie zaburzyło ciszę w lesie. Już nawet miał mu powiedzieć, co o nim myśli i żeby lepiej zbierał dupę, jeśli nie chciał mieć jej odciętej, ale parsknął ze śmiechu pod maską po wysłuchaniu części monologu o nodze trupa, co spróbował zamaskować kaszlnięciem. Może i nie bardzo to wyszło, ale duma Kakuzu ucierpiała mniej w ten sposób. Nigdy go nie śmieszyły żarty Hidana. Nigdy.
- Przymknij się. On już zdechł. - powiedział w stronę dwóch nowych najlepszych przyjaciół, nie siląc się nawet na dogryzanie mu w żaden sposób. To, że prowadził rozmowę, a właściwie monolog z trupem, wiele mówiło o stanie jego umysłu.


Odwróciłem głowę z chęcią mordu w oczach słysząc śmiech. Ktoś tu był? Jak Jashina kocham tak wypatroszę dzisiaj kogoś.
Ku mojemu zdziwieniu któremuś już z kolei rozszerzyłem powieki, gdy dotarło do mnie, że to Kakuzu sie śmieje.
- I co Cię tak bawi gnojku..!? - powiedziałem oburzony. - Z Tobą się nie da porozmawiać, wiec uszanuj to, że próbuje Ci dać spokój, skoro i tak tu muszę być. A w zasadzie, to nagroda jest moja, bo to ja się z nim rozprawiłem i gdybym Ci nie powiedział to łupu by nie było, wiec jak się nie przymkniesz to nici z Twojej nagrody i możesz mnie zabijać ile chcesz, chociaż to bardzo próżne. - warknąłem opryskliwie.
Ale śmiech? Pierwszy raz usłyszałem coś takiego. Nawet nie brzmiało to tak źle jak sobie wyobrażałem. - Jak zwykle wszystko utrudniasz. Widzisz spieprzyłeś, miałem się nie odzywać, ale Ty to spie-przy-łeś. - odburknałem i przytuliłem się do trupa. - Nie oddam. O. - wystawiłem mu język i przyłożyłem palec do dolnej powieki oka naciągając ją w dół. - a tu mi jedzie czołg, baka Kakuzu. - przedrzeźniłem go.
- A tak w ogóle to ryba była ochydna. - wcale nie była, ale nie umiałem się powstrzymać od docinek do tego starucha.

- Ja? To ty się do mnie odzywasz w tym momencie, Hidan. Sam wszystko pieprzysz. - wzruszył ramionami na wzmiankę o tym, że nie dostanie swojej nagrody. Jashinista mógł dąsać się ile chce, marudzić ile chce, grozić ile chce, ale ze starszym i bardziej doświadczonym przeciwnikiem, jak Kakuzu, w bezpośrednim starciu nie miał żadnych szans i powinien o tym doskonale wiedzieć. Niemniej jednak, zamaskowany nie odezwał się na ten temat żadnym słowem, żeby jeszcze bardziej narwaniec sie nie wpieniał. - Faktycznie. Musiała być tak obrzydliwa, że ledwo ości w spokoju zostawiłeś, gdy żarłeś ją szybciej od świni. - Oczywiście, że kłamał żeby go wnerwić, cały Hidan. Brakuje jeszcze wytykania mu jego wieku i modlitw za duszę Kakuzu prosto do tego całego Jashina.
- Weź odłóż to ciało gdzieś dalej, bo zaczyna śmierdzieć. Gorzej niż ty. - westchnął, wskazując na miejsce po drugiej stronie ogniska, dalej od siebie. - I weź się umyj, bo Kisame naprawdę będzie miał podstawy, żeby nazywać cię zombie. - dodał sarkastycznie, ściągając sobie maskę z głowy i kładąc ją obok. Posłał mu widoczny sarkastyczny uśmieszek i pokazał głową w stronę strumyka. Nie było większej obelgi dla srebrnowłosego, jak delikatne powiedzenie mu, że śmierdzi. Tak się kończy, gdy dba się tylko o swój wygląd.

- Masakra, jesteś całkiem do dupy. Chociaż nie. Bałbym się, że twoje nitki mi w mój piękny tył powchodzą, to tyłka bym sobie nawet Tobą nie podtarł. - mruknąłem pod nosem.
Na uwage, że niby śmierdzę.. odskoczyłem od trupa na 10 metrów. I natychmiast podniosłem ręce obwąchując się dyskretnie.
Fakt faktem może ciut się spociłem po dzisiejszym starciu. Ale cholera! To pot zwycięstwa, przelana krew i oznaka męskości.
- Cholerny Kakuzu. - wymamrotałem niewyraźnie idąc w stronę rzeki. Tam wziąłem kąpiel i do głowy przyszlo mi bardzo ale to bardzo wredny gest. Wiedziałem, że zapłacę za to głowa, Kakuzu mnie zostawi i będę musiał czekać aż mi ją ktoś przyszyje. A nawet jeśli zrobiłby to on, na złość mi zrobi to źle. Ale..Warto. warto będzie się poświęcić.
- Wybacz mi Jashin-sama. - mruknąłem i ociekając woda stanąłem nad Kakuzu.
- Oooi.. coś mi skapnęło.- powiedziałem, gdy to zrobiłem.
Wycisnąłem na twarz kompana całą wodę z rzeki, jaką zawierały moje włosy.
- Ty już nie musisz iść się kąpać. Pokropiłem Cię swoją wodą, bo ociekam wspaniałością. Nie dziękuj. - powiedziałem uśmiechając się przyjaźnie. Po czym poszedłem po ubrania nucąc sobie pod nosem.

Przewrócił oczami na jego bulgotanie pod nosem, zastanawiając się, jak nisko poziom jego obelg ma zamiar jeszcze spaść, zanim zwykłe słowa zamienią się w niezrozumiałe dla niego mamroty. Wnerwianie Hidana miało w sobie jednak pozytywną rzecz, bo w końcu udało się go zmusić do zmycia z siebie skrzepniętej krwi, błota i innych bliżej nieokreślonych płynów, których Kakuzu nie miał za bardzo ochoty wąchać. Nie pomyślał niestety o fakcie, że jashinista postanowi mu się odciąć w jakże miły-niemiły sposób, stając przed nim w całej swojej nagiej okazałości. Jakby tego było mało, chwilę później poczuł na twarzy wodę, którą nie kto inny jak wkurzony nudysta postanowił sobie wycisnąć na swojego towarzysza. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby po prostu przyszedł do niego bez ubrań, do czego zamaskowany był przyzwyczajony. Hidan uwielbiał o wkurzać swoim narcyzmem gdy tylko mógł, ale miarka się przebrała.
Znerwicowanie Kakuzu przerosło w tym momencie nawet jego najśmielsze oczekiwania, kiedy ręką starł z twarzy pozostałe na niej krople wody i wstał z miejsca, agresywnie ruszając w stronę niczego nie spodziewającego się, śpiewającego sobie pod nosem szaleńca. Chwycił go za ledwo co wyciśnięte z wody włosy, z całej siły rzucając nim do wody, a także prawdopodobnie powodując jego zderzenie z dnem. To już lekko pozwoliło mu ochłonąć, ale dla uspokojenia własnego braku sumienia z jego nadgarstka wysunęły się czarne pnącza, które chwyciły ubrania jashinisty i sunęły razem z nimi do korony jednego z najbliższych drzew. Może i ściąganie ich z stamtąd nie będzie wielkim problemem, ale fakt, w jakim stanie będzie musiał to wykonać zrobi swoje.
Zrób to jeszcze raz, a cię zabiję. - powiedział spokojnie w stronę wyłaniającej się z wody szarej głowy. - Jak cię weźmie na szukanie u mnie przebaczenia, to wróć. - dodał już ciszej, odwracając się w stronę dogasającego ogniska.
Miał gdzieś nadzieję, że jednak srebrnowłosy ogarnie się i wróci. Nie, na pewno tak będzie. Został im dzień drogi do siedziby, w tym pół z niego do skupu ciał, a znając życie Hidan sam zgubiłby się, próbując wrócić tam na własną rękę.

Gdy poczułem pociągnięcie za włosy pisnąłem. T Y L K O NIE M O J E PIĘKNE LŚNIĄCE W Ł O S Y!!!
Ale w sumie spodziewałem się tego. Leciałem tak do tej wody jedynie zasłaniając twarz by nie zmiażdzyło jej dno rzeki.
Gdy się wynurzyłem ogarnąłem włosy do tyłu.
Niemniej to ja byłem zwycięzcą. Wyszedłem z wody, lekko czerwony od uderzenia w wodę. Przechodząc obok Kakuzu jeszcze klepnąlem się w swój lewy, jędrny pośladek i zaraz ściągnąłem ubrania, w które się przebrałem. Ucałowałem swój amulet i poszedłem do Kakuzu, czułem, że rachunki już są wyrównane. Aczkolwiek myślałem, że gorzej się to skończy. Ale jak już mówiłem. Było warto. Przy okazji poszedłem jeszcze po drewno i dołożyłem go do ogniska.
- I jak, ulżyło Ci Kazuś-chan? - spytałem z malym uśmiechem rozsiadajac się obok niego.

Gdy jego teza się potwierdziła, Kakuzu tylko westchnął sam do siebie i zajął się dorzucaniem czegoś do ognia, chwytając jakieś blisko leżące patyki. Równie dobrze mógłby tego samego dokonać jakąś techniką, ale nie widziało mu się zużywać chakry na tak bezsensowną rzecz. Później zobaczył jeszcze, jak jashinista dorzuca coś do ognia, więc ponownie usiadł przy swoim wcześniej obleganym drzewie, wygodnie się układając.
Jesteś durniem, Hidan. - uznał, że będzie to idealna odpowiedź na jego pytanie.
Spojrzał później w górę, szukając pomiędzy koronami drzew świecących gwiazd na niebie. Noc zapowiadała się spokojnie, w zasięgu wzroku nie było żadnej chmury, co tylko im w tym momencie sprzyjało.
Czemu nie możesz się czasami zamknąć? - zapytał, nawet nie patrząc na swojego towarzysza, skupiając się na miłym widoku ponad nimi, jednocześnie grzejąc się w cieple ogniska.
Dalej twierdził, że możliwość dekapitacji na Hidanie bardzo by mu się przydała, ale i tak darzył go jakąś ilością sympatii, czego nigdy by przed nim nie przyznał. Takie momenty, jak te, kiedy siedzieli razem we względnej ciszy, bez ustalonego celu na konkretną chwilę sprawiały, że jego wiara w tego wariata chociaż na chwilę się odradzała, zanim sam ją burzył w oczach zamaskowanego.
Nie wymagam wiele od ciebie. - dodał spokojnie, w końcu patrząc na niego. - Zgubiłeś już ten kamień, prawda? - zapytał pytanie zupełnie niezwiązane z tematem, które w sumie nie było potrzebne, ale stwierdził, że i tak jashinista je zignoruje. Jego mózg czasem nie przetwarzał wielu rzeczy na raz.

- Podobno nie ma głupich pytań. - mruknąłem sam do siebie wpatrując się w płomienie ogniska i wystawiając dłonie ku niemu, by poczuć ciepło. - Znasz mnie już ciut i wiesz, że nie lubię siedzieć cicho, a tym bardziej się nudzić. - westchnąłem ciężko. Spojrzałem na Kakuzu. Ludzie mogli mówić o nim co chcą, że odstrasza swoim widokiem, ale ja naprawdę do niego przywyknąłem i gdybym się uparł, to byłbym w stanie rzec, że bez tych wszystkich drutów czy tam sznurów byłby z niego przystojny facet.
- Too... Mówiłeś serio z tym facetem? - odchrząknąłem. - no wiesz, z tą Twoją miłością. - spytałem dociekliwie uśmiechając się lekko w jego stronę, a potem znów wróciłem wzrokiem na ognisko.
- Wymagać? Dajże spokój, gdybym chciał byłbym tak upierdliwy, że właziłbym Ci dotkliwie w tyłek. - zaśmiałem się w duchu. - Kamień? Jaki... - spytałem trochę sam siebie i zacząłem grzebać w kieszeniach, aż moje palce oprócz okruszków jedzenia natrafiły na cos twardego, ale zarazem o gładkiej powierzchni. Wyjąłem to i przyjrzałem mu się z radością. Przymknąlem jedno oko i spojrzałem przez stalagmit i zobaczyłem co najmniej kilka ognisk. Aż mi się w głowie zakręciło.
- Ten? Trochę nie pamiętam w jakich okolicznościach znalazł się on w mojej kieszeni. Ale jest ładny, nie? Kakuzu? - spytałem z glupkowatym uśmiechem.

Mówiłem ci już, że nie kłamię. - odparł na jedno z jego najbardziej męczących pytań, wzruszając przy tym ramionami.  Gdzieś tam koło sześćdziesięciu lat wstecz z kimś był, ale to zupełnie przed czasami, w których jego życiem zaczęły rządzić pieniądze i zabijanie. Nie, żeby Kakuzu tego żałował, bo ani trochę, ale cała ta sielanka wokół posiadania kogokolwiek była dziwaczna i trochę niezrozumiała. Nie potrafił, tak jak jego narwany partner, wyrywać sobie panienek na jedną, dwie nocki, nawet o tym nie myślał. Jeśli już, to skłaniał się bardziej w stronę swojej płci, ale zupełnie było mu to obojętne, bo raczej nikt i nigdy nie znajdzie się w jego życiu z własnej, nieprzymuszonej woli. - Ewentualnie naginam prawdę.
Skierował swój wzrok na grzebiącego po kieszeniach jashinistę, który zawzięcie próbował coś stamtąd wyciągnąć. Już Kakuzu stracił nadzieję, że cokolwiek mu się uda, gdy ten wyciągnął mały, kolorowy kamyczek, kupiony na jakimś podrzędnym straganiku uprzedniej nocy. I ten fakt delikatnie ocieplił nieistniejące, a jeśli, to skamieniałe serce zamaskowanego, który spodziewał się, że coś takiego już dawno opuściło jego posiadanie i leżało daleko w krzakach. - Wczoraj w nocy. Gdy ubzdurałeś sobie, że porzucisz Akatsuki i zostaniesz zbieraczem kamieni… nie dawałeś mi wtedy nawet dojść do słowa, więc żebyś odczepił się chociaż od biednego sprzedawcy to kupiłem ci jeden z nich. Jakiś mniej marudny wtedy byłeś. - opowiedział powoli tę dziwną historyjkę, w którymś momencie przechylając głowę delikatnie w prawo, kontemplując swoje nienaturalne zachowanie z poprzedniego wieczoru. W klatce piersiowej poczuł jednak dumę z siebie, a spokoju nie dawał mu fakt, że cieszyło go to bardziej niż zwykle, że to właśnie od niego Hidan otrzymał taką małą, niepozorną rzecz. Chyba nigdy sam siebie nie zrozumie.

- Naginasz prawdę, ne? - dopytałem z małym uśmiechem. Chyba nie za bardzo chciał o tym opowiadać. Ale ja byłem ciekawy. Zresztą jak zawsze. - Opowiedz mi tak.. ciut ciut o nim. Chociaż jak wyglądał. - pokiwałem głową delikatnie. A potem na chwilę się zatraciłem w myślach.
- Nigdy nie byłem z facetem. Jestem ciekaw jak to jest! - mruknąłem i zaczerwieniłem się odwracając od razu głowę w bok, gdy policzki zaczęły mnie przeraźliwie piec. Ugryzłem się w język, aż do krwi i przełknąłem ciecz o metalicznym posmaku dosyć głośno. Naprawdę to powiedziałem? Ale ze mnie idiota.
Miałem chociaż cień nadziei, że Kakuzu tego nie usłyszał. Ale marne nadzieję, może i był w cholerę starszy, ale słuch miał jak.. nie wiem. Po prostu dobry miał słuch. Wiec na pewno usłyszał.
Zaśmiałem się z opowieści Kakuzu.
- poważnie? Jak Ty to wytrzymałeś. Aż jestem pod wrażeniem, że jestem w jednym kawałku po tamtym wieczorze. - przyznałem mu chowając za kołnierzem wciąż czerwoną jak burak twarz.
- Ale po pijaku, czy nie.. mam dobry gust, jakkolwiek to brzmi. - wzruszylem ramionami patrząc się na swój stalagmit w fioletowym kolorze. - Co nie? Kakuzu?

Przez chwilę zamaskowany ninja myślał, czy aby nie skomentować zgryźliwie tego, co właśnie wypaplał Hidan w jego stronę, ale postanowił się powstrzymać od uwag chociaż przez krótką chwilę. Zanim jashinista zdążył trochę zakryć swoją twarz wysokim kołnierzem płaszcza, Kakuzu zdążył dostrzec na niej wyraźne wypieki. Chyba zdał sobie sprawę, że powiedział coś głupiego i próbował to jak najszybciej zignorować, a także pewnie miał nadzieję, że starszy nukenin tego nie dosłyszał. - Nawet go już nie pamiętam. Tyle, że był niższy i młodszy ode mnie, ech. To było dawno, jeszcze zanim zostałem łowcą głów i miałem jakikolwiek wpływ na swoje życie. - A nie pieniądze i książka Bingo, dodał sobie już w myślach, bo nie miał odwagi powiedzieć tego na głos.
Zamyślił się chwilę nad tym pokręconym pytaniem, które wysunęło się z ust jashinisty. Jeśli chodziło o kamienie, to nie wybrał nawet tego najdroższego, najładniejszego, a nad tym bardziej ukrytym znaczeniem wolał się nawet nie zastanawiać. Nie obchodziły go nigdy panienki, które zabierał ze sobą, gdy bywali w jakichś większych wioskach, więc tutaj żadnej odpowiedzi nie mógł uzyskać. Już bardziej interesował go sam Hidan, niż jego miłosne jednorazowe podboje, których imiona zapominał pięć minut później, a czasami o nie nawet nie pytał.
  • Chciałem ci wczoraj stłuc łeb, ale byłeś w takim stanie, że i tak nic byś z tego nie pamiętał. - A to zapewne była wina niesławnej szybkiej regeneracji jashinisty, którą rzekomo zapewniał mu jego bożek. W to Kakuzu take nigdy nie ingerował, oprócz momentów, w których chciał poderżnąć mu gardło i nieszczególnie się to udawało. - I tak byłeś znośny. - westchnął, dorzucając kawałki drewna do ogniska. - Jeśli upijesz się następnym razem, to na pewno nie w mojej obecności.

Gdy już czułem się bezpiecznie, względem mojej bordowej twarzy przyjrzałem się przez pryzmat kryształu Kakuzu.
- Ne, Naprawdę nie wyglądasz tak źle. Co prawda mi nie dorównujesz, ale jakbyś się dobrze ubrał i uczesal.. - wymamrotałam patrząc przez kamyk na niego. - Może dałbym Ci buziaka. Albo dwa. - wybuchnąłem śmiechem i znow zrobiłem się cały czerwony, aż po same uszy.
- Ugryz ty się idioto w jezyk jeszcze raz kiedyś. - skarciłem sam siebie odwracając się do niego plecami. A potem znów nakryty kołnierzem odwróciłem się do niego. - Wyyybacz.. Kakuzu. - wymamrotałem zakłopotany już zupełnie opierając się z tyłu jedną dłonią, a druga drapałem się po karku śmiejąc się w tej niezręcznej sytuacji.
- Dzisiaj, aż sam wyłapuje u siebie głupotę. Może zmądrzalem, jak myślisz? - spytałem pukajac się w czoło i rozległ się charakterystyczny dźwięk, jakby uderzalo się w pustaka. Pokrecilem głową delikatnie zażenowany samym sobą, ale nie na długo.
- Ach.. Ty chociaż przeżyłeś taka miłość. Jaka by nie była. Ja się nigdy nie zakochałem, tak poważnie. Zawsze kończyło się na jednej nocy, góra dwóch z bezimiennymi kobietami. - westchnąłem po dłuższej chwili i nawet delikatnie posmutniałem gdzieś tam w oczach, jednak uśmiech nie schodził mi z ust. Schowałem kamyczek do kieszeni i zasunąłem ją, żeby mieć pewność, że nie wypadnie. W końcu nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mi dane dostać cokolwiek od Kakuzu, a już na pewno nie po pijaku.
- W sumie to jesteś też znośny, mimo, że byłem pewien na początku, że gorszego kompana, nie można mieć. - skomplementowałem go już całkiem szczerze i zamknąłem się. Cholera co ze mną dzisiaj? Hidan, Hidan, gdzie twoje samouwielbienie?

Nawet nie wiedząc co odpowiedzieć na takie wyznania z ust najbardziej szalonego człowieka, jakiego przyszło mu spotkać, Kakuzu po prostu nakrył dłonią oczy, czując, jak jego twarz w ogóle robi się jakaś cieplejsza. Nie miał pojęcia, czy to głupota Hidana, czy jego dziwnie miłe słowa na to wpłynęły, ale aż się głupio uśmiechnął, starając się jednak to ukryć. Część z jego słów była zupełnie żenująca, żaden szanujący się dorosły nukenin, który przez większość czasu jest wrogo nastawiony z drugim, tak się do niego nie odezwie. Już czasem naprawdę nie wiedział, jak miał reagować na tak bzdurne teksty. - Z tym zmądrzeniem, to przesadzasz, Hidan. - udało mu się wymamrotać, gdy powstrzymał wybuch śmiechu na widok, który zobaczył delikatnie rozchylając palce dalej zasłaniające górną część jego twarzy. Jashinista był widocznie zestresowany całą tą sytuacją, w którą sam siebie wpędził i nie potrafił się z niej wyplątać.
Już chwilę później kolorowe oczy Hidana rozjaśniły się, a usta rozszerzył gigantyczny, zadowolony z siebie uśmiech, gdy mówił o tych swoich jednonocnych przygodach. Kakuzu nie dał się zwieść, potrafił przeniknąć przez taką fałszywą fasadę stworzoną z emocji i to, że zobaczył w swoim partnerze przynajmniej odrobinę smutku, wcale go nie zdziwiło. Życie takie, jakie wiedli, na dłuższą metę nie potrafiło zapewnić wszystkiego, czego się chciało, chociaż w przypadku Kakuzu było to nieco odmienne, bo miał dzięki temu swoje zielone papierki i brzęczące monety w dużych ilościach.
  • I nawzajem, Hidan. - zdobył się tylko na tyle, bo z jego strony raczej poleciałyby nie aż tak miłe słowa, a nie chciał zepsuć tego chociaż chwilowego pokoju, który między nimi zapanował. Było aż miło, siedzieć tak przy ognisku, być oddalonym od świata i gadać o zupełnych bzdurach.
Kakuzu sięgnął za siebie po ukrytą przy pniu drzewa rybę, która w zupełnie niewiadomych okolicznościach się tam znalazła, jeśli nie liczyć wcześniej ukradkiem wysłanych czarnych pnącz w stronę rzeki. Nabił ją na dwa z większych patyków i postanowił opiec trochę nad ogniem. Spotykając się z oczami Hidana ponad płonącym ogniem, delikatnie poklepał miejsce obok siebie, chociaż wydawało się to trochę bezmyślne z jego strony. To nie tak, że po kilkudziesięciu wymienionych zdaniach nagle staną się wielkimi przyjaciółmi, w to akurat nie wierzył. Może chciał być po prostu miły. Sam już nie wiedział.
Po kilku minutach spędzonych w ciszy przerywanej tylko przez huczącą gdzieś sowę, wyciągnął z żaru dwie części upieczonych ryb, jedną z nich podając lekko zdziwionemu Hidanowi, a za druga sam się zabrał, nawet nie zauważając, że był wcześniej głodny.

- Nawet w takich momentach nie chcesz mi schlebić za bardzo. - powiedziałem nieco zmieszany tym wszystkim co wygadałem. Jednak w duchu czułem dumę, bo udało mi się zobaczyć u Kakuzu coś pozytywnego i to wcale nie miało powiązania z pieniędzmi. Szczerze mówiąc, nigdy nie przywiązywalem wagi do tych zielonych papierków i złotych monet, fakt życie jest ciut łatwiejsze, gdy masz ich trochę pod ręką, ale to przecież nie wszystko w życiu. - Większego Narcyza już ze mnie nie zrobisz, a chętnie usłyszę coś miłego z twoich ust. - wymamrotałem rozbawiony, chociaż poczułem, że tylna, ręka, na której się opierałem wciąż mi drżała z niewiadomych powodów, pierwszy raz się tak czułem..
Nawet do końca nie jestem w stanie tego zobrazować czy nazwać. To takie zakłopotanie.. ale z drugiej strony przyjemne ciepło w srodku, przez które czułem się lżejszy, chociaż nie byłem nigdy ciężki. Aj. Pieprzyć to. Nie na moją głowę takie coś.
Przygryzłem usta przymrużając powieki. Znów się powstrzymywał od śmiechu, mógł ukryć pół twarzy ale po jego oczach było widać rozbawienie. Miałem na to w rękawie ułożoną docinkę, ale postanowiłem zachować ją na inną okazję. W końcu czułem się swobodniej w jego towarzystwie, nie żebym się kiedykolwiek nie czuł swobodnie, bo ja jestem zawsze taki sam. Ale czułem się dobrze mentalnie przy nim, gdzie zawsze gotowała się we mnie krew.
Gdy Kakuzu powiedział zwykle "nawzajem" znów zburaczałem, ale mając świadomość, że to dzisiaj nie pierwszy raz, po prostu olałem ten temat i pozwoliłem mu na triumfalne spojrzenie.
- No już sobie nie żałuj, popatrz, jak pierwszy raz w życiu jest mi gorąco. To na pewno przez te ognisko. - musiałem na coś zrzucić winę jak zwykle, by nie przyznać się do jakiegoś faktu dokonanego. Później spojrzałem na Kakuzu i dacie wiarę lub nie, ale po prostu się zapatrzyłem.
A może ja jeszcze nie wytrzeźwialem? - pomyślałem. Nie. Nie wiem.
Z tej hipnozy wyrwało mnie stukniecie o trawę prawej dłoni Kakuzu. Wzruszylem ramieniem i zająłem obok niego miejsce. Później w siedzieliśmy w ciszy, której o dziwo nie miałem zamiaru przerywać i w ciszy skonsumowałem kolację, podarowaną przez Kakuzu i nie kryłem już nawet zdziwienia. Ja również byłem już głodny. A potem.. wpatrywałem się w niebo i moja głowa stała się nagle ciężka. Oparłem ją o coś.. jak się później okazało było to ramię mojego starszego kompana. Ale albo nie poczuł, albo nie zwrócił na to zbytniej uwagi. A potem.. a potem nie pamiętam bo zasnąłem mamrocząc pod nosem modlitwę. Nawet przez sen lekko się uśmiechnąłem i przysunąłem do ciepła, jakie oddawało ciało towarzysza.

Przeżuwając powoli kolejne kęsy dobrze dopieczonej ryby, Kakuzu po raz kolejny sam siebie chwalił w myślach za swoje perfekcyjne umiejętności. Nie był może najprzystojniejszym człowiekiem, który chodził po ziemi, ale bez większego wysiłku potrafił sobie radzić i to się liczyło. Chociaż chwilę później to zakwestionował, bo na jego ramieniu zrobiło się jakby ciężej, a on zupełnie zdębiał nie wiedząc, co ma zrobić. Próbował zachować się w miarę neutralnie, żeby nie przestraszyć wyraźnie zmęczonego całym dniem jashinisty, ale jak mu wychodziło, to nie jemu oceniać. W takich chwilach przydałyby mu się chociaż resztki instynktu zachowawczego, bo kolejne kilka minut spędził na rozmyślaniach w jaki sposób ma to rozegrać. Obudzenie Hidana, w dodatku niemiłe, mogłoby sprawić, że w jego oczach znów stałby się zgryźliwym staruchem, który nie potrafi nawet poświęcić kawałka ramienia dla swojego kompana, więc zupełnie nie wchodziło to w grę.  - W co ty się wplątałeś, Kakuzu...? - mamrotał cicho do siebie. Jeszcze kilka dni wcześniej w ogóle rzuciłby srebrnowłosym o najbliższe drzewo, kazałby mu się wypchać własną dupą i poszedłby spać w ciszy, przytulony do swojej ciężkiej sakiewki.
Postanowił, że posiedzi tak jeszcze kilka minut, może Hidan jednak się obudzi i położy się gdzieś dalej. Gdy tak jednak się nie stało, Kakuzu westchnął w duchu, próbując się jakoś wygodniej oprzeć o durne drzewo, które przy najmniejszym ruchu korą zachaczało o szwy na jego plecach. Przewracając oczami postanowił, że przynajmniej jeden z nich będzie miał tej nocy wygodnie. Chwycił swój wcześniej ściągnięty płaszcz i okrył nim opartego o niego spokojnego już dzieciaka. Zerknął na jego twarz kątem oka i zauważył, że chyba nigdy w czasie ich długiej znajomości nie był tak spokojny.
Nie był to jednak dobry czas na rozmyślanie nad takimi rzeczami, bo powieki Kakuzu same z siebie zaczynały opadać w dół, co było mu delikatnie nie na rękę. Ktoś musiał pilnować ciała i pieniędzy. Po kolejnym zerknięciu w bok stwierdził, że raczej nikt do nich w najbliższym czasie nie dotrze, więc pozwolił sobie na to, żeby spokojne dźwięki szumiącego wokół nich lasu pomogły mu zapaść w dłuższy sen.

Gdy się obudziłem, dopiero po kilkunastu minutach zauważyłem, że byłem niemalże wtulony w kompana i w dodatku co było jeszcze bardziej zadziwiające okryty jego płaszczem. Chyba dawno tak dobrze się nie wyspałem w żadnym łóżku jak właśnie na ramieniu Kakuzu. Ziewnąłem cicho i zabrałem rękę powoli, którą obejmowałem starszego. Nie było to zbyt naturalne, przyznaje. Ale o dziwo nawet bardzo się nie zaczerwieniłem, a już na pewno przeszło mi, gdy Kakuzu się obudził.
Zaraz. Zdobycz!?
- A no fakt, nie ucieknie, nie ma nogi. - Odpowiedziałem sobie sam porzucając fakt, że jest martwy. Leżał pod tamtym drzewem, gdzie z nim gawędzilem. Ognisko jeszcze się tliło, ale na pewno w nocy nie od niego było mi ciepło. Pokrecilem delikatnie głową i wstałem przeciągając się. Może Kakuzu, nie będzie mu tego wypominał, w tej sytuacji naprawdę nie wiedziałby co ma powiedzieć, ani jak się zachować. Byłem mu wdzięczny na swój sposób. Czekałem aż się nie obudzi w ciszy ostrząc przy trupie swoją kosę, bo stępiała od zcięcia tamtej nogi. Gdy już się obudził, Hidan o dziwo stał już że zdobyczą zwisającą na ramieniu.
- Nic nie mów. Nagroda jest moja. - rzuciłem po prostu, bo gdybym znów parsknąl coś miłego jak wczoraj, zapadłbym się pod ziemię.
Wcale nie żałowałem swoich słów, były szczere. Ale co za dużo to nie zdrowo, tym bardziej, że Kakuzu i tak ma mnie już za wariata.
- Albo.. umm. Dobra podzielę się z Tobą nagrodą. - odparłem po udawanym namyśle i puściłem mu oczko. Po względnym ogarnięciu się wybraliśmy się w końcu do skupu i na wieczór tam trafiliśmy.
Dzień jak co dzień, znów byłem upierdliwy i często drazniłem Kakuzu, ale mniej niż dotychczas i robiłem to w bardzo specyficzny sposób. Na przykład.
- To cooo? Oi, Kakuzu! Wolisz buziaka ode mnie czy pieniądze za naszego trupa?
I wiele innych. Co oczywiście Kakuzu jak zwykle przykracał moje wybryki.
°°°°°
Przeciągnąłem się i ziewnąłem, mimo, że nioslem beznogiego cały dzień, miałem tyle samo energii co rano.
- No dobra Sknero i co teraz będziemy robić? Idziemy świętować? Ja stawiam! - powiedziałem z szerokim uśmiechem. - I bez sake. A przynajmniej ja sobie odpuszczę - powiedziałem. - chyba. - dodałem ciszej. - Co o tym sądzisz?

Kakuzu chyba mógł zaryzykować stwierdzenie, że od dłuższego czasu się wyspał. Powoli otwierając oczy od razu mógl zobaczyć przeciągającego się Hidana, który już zaczynał coś gadać bez sensu, ale co dokładnie, zamaskowany nie zwrócił już uwagi. Przeniósł wzrok naprzeciwko gdzie, na całe szczęście, leżało dalej ciało ich zamordowanej nagrody.
Posiedział tak jeszcze chwilę, przymykając oczy na kilka kolejnych minut. Gdy stwierdził, że w końcu się zbierze i zaczął się podnosić z ziemi, otrzepał nawet spodnie z igieł i innego syfu znajdującego się w lasach, Hidan stał przed nim z bezwładnymi zwłokami na ramieniu, rzekomo przywłaszczając sobie zdobycz. Kakuzu tylko skinął mu głową, doskonale wiedząc, że koniec końców i tak to on zabierze całą sumę. Nie był aż tak rozrzutny, żeby dać jashiniście chociaż część z niej, ale niech się dzieciak pocieszy póki może. Na jego łaskawe stwierdzenie aż lekko uśmiechnął się pod maską, gdy tylko ją na siebie założył. - Idziemy. - powiedział, zarzucając na siebie dalej ubrudzony płaszcz. Zupełnie zignorował dalej tlące się ognisko, wchodząc między drzewa. Jeśli ktoś miał wpaść na jakiś trop, to dajmy mu szansę. I tak nie dożyje dłużej, niż dwóch pierwszych minut walki.
O dziwo na traktach nie spotkali nikogo, możliwe, że dlatego, bo Kakuzu wybierał te najszybsze, a zarazem najbardziej opuszczone. Te słowa nie tyczyły się jednak jakichś zdurniałych ninja, którzy postanowili ich napaść w najgęstszej części lasu. Nie minęła chwila, a nici z ciała zamaskowanego wbiły ich truchła w drzewa, robiąc z nich ciekawy widok dla kolejnych podróżników. Na wszelki wypadek zabrał serce jednego z nich, władającego lodem, chowając je do środka swojej klatki piersiowej. Mogło się przydać, a w razie potrzeby ciemnowłosy mógł coś z niego zrobić. Nie często w tym regionie spotykał dokładnie takie.
W ciągu kilku godzin stanęli przed skupem ciał. To na chwilę uciszyło ich wzajemne dogryzki, bo Kakuzu wziął truchło od wyraźnie obrzydzonego Hidana i wszedł do środka. Nie dziwił mu się ani trochę. Smród rozkładających się ciał przylgnął do tego miejsca, jak mucha do lepca i czuć było go już z daleka. Zangei, mistrz wymiany nagród, jak zwykle ciepło go powitał, pytając o zaistniałe okoliczności tego miłego spotkania, a usłyszawszy kilka niemiłych słów, jak zwykle roześmiał się głośno i podziękował za żarciki Kakuzu. Po wręczeniu mu dokładnie przeliczonej kwoty, mężczyźni rozstali się, a zamaskowany ponownie mógł oddychać świeżym powietrzem.
  • Mamy czternaście godzin do siedziby, bo się ociągałeś. - powiedział dobitnie, patrząc w niebo, które zaczynało się powoli chmurzyć. Nie to, że Kakuzu nie chciał wracać do siedziby, ale nie opłacało mu się iść w deszczu, jeśli taki zaraz na nich spadnie. Po chwili namysłu ruszył w stronę, gdzie mieściła się mała wioska, gdzie nieraz się zatrzymywali.
  • Chodź. - westchnął, oglądając się na swojego partnera. Poprawił niesioną w dłoni metalową skrzyneczkę, nastawiając się na mord każdego, kto wejdzie mu w drogę na trasie do miasta. Taka ilość pieniędzy była zbyt ważna, żeby ktoś próbował mu ją zabrać.
Dwie godziny spędzone już dalej w deszczu, narzekaniu Hidana na błoto i pojawili się u bram wioski. Nie kłopocząc się rozmową z jej strażnikami, Kakuzu jak zwykle pozbawił ich większej części organów wewnętrznych, nie zważając na to, że kolejny raz jego płaszcz pokryła obrzydliwa mieszanka płynów i resztek mięśni. Biorąc pod uwagę opinię srebrnowłosego co do zbyt tanich noclegów, tym razem postarał się i wziął dalej tani, ale lepszy pod względem standardu pokój w bardziej zamożnej części wioski, jeśli można było tak w ogóle powiedzieć. Jego towarzysz nie odezwał się słowem na tą zmianę, więc zamaskowany stwierdził, że nie będzie aż tak marudzić.

- I dobrze. Raz się z Tobą zgodzę. Nie mam zamiaru iść mokry. Fryzura mi się popsuje. - wymamrotałem patrząc na swoje odbicie w szybie przechodząc obok jakiegoś budynku. Z moich ust wyrwało się głuche "cześć piękny", a potem dogoniłem Kakuzu.
- Eeeechh.. skoro już mamy pieniądze, to czy nie warto zainwestować je w pralnie? Mój płaszcz jak mój.. nie jest tak umorusany, ale Twój niedługo będzie się nadawać na śmietnik. - zauważyłem i wskazałem palcem kiwając nim w górę i w dół na zielonookiego. Jeszcze jak na złość zaczęło padać.
- No niee... Kakuzu! Moje włosy.. - jęknąłem niezadowolony marszcząc czoło tak, że moje brwi prawie się ze sobą zeszły. I narzekałem tak na ten deszcz calusieńką drogę. A miałem zamiaru iść dzisiaj do baru. Ale w tak opłakanym stanie nigdzie się nie pokaże, tym bardziej, że miałem zaraz na sobie krew ofiar ze strażników. Krew mi jak najbardziej nie przeszkadza. Ale panienkom w barze już tak. Westchnąłem pod nosem. Chociaż z tych dwóch Jashin sie ucieszy.
- No i teraz naprawdę jest nam potrzebna pralnia. - mruknąłem chcąc wytrzeć swoją krew i strażników, jednak tylko bardziej się w niej umazałem. Przynajmniej starszy nie był tak chciwy jak ostatnio i wziął dużo lepsze pokoje niż ostatnio. Fakt faktem, podłoga nadal skrzypiała, ale nic czego się dotknęło nie sypało się, a łóżko nie będzie budzić aż tak głośnym skrzypieniem.
- Zajmuje pierwszy prysznic! - wykrzyknąłem przekraczając próg pokoju. Na pewno było tu o niebo przytulniej niż w poprzedniej budzie.





Wykupiony pokoik okazał się nieduży, ale i tak ładniejszy od tego pomarańczowego niby-coś, w którym urzędowali dwa dni wcześniej. Dwa łóżka, jakieś stoliki, miał nadzieję, że nie urywające się okna. Nawet nie miał czasu dojść do słowa, bo Hidan od razu wleciał do łazienki i się w niej zatrzasnął, powodując nieznaczne westchnienie u zamaskowanego. Siwy narwaniec. Mając chwilę czasu dla siebie, Kakuzu ściągnął z siebie ubrudzony płaszcz i powiesił go na krześle, gdzie również umieścił swoją srebrną skrzyneczkę. Zerwał z głowy maskę, która również do najczystszych nie należała, wykonał kilka pieczęci i ucieszył się jak dzieciak, o czym nikomu nie powie, że zadziałało. Wszystko wydawało się jakieś czystsze, chociaż nie testował tego jutsu od czasów akademii. Zadowolony z siebie usiadł na łóżku, studiując zwój, który kupił zanim musiał doprowadzać pijanego Hidana do ich tymczasowego zajazdu. Jak dobrze było trzymać w rękach coś, za co zapłaciło się mniej, niż faktycznie się należało. Kakuzu czasami cieszył się ze swojego strasznego daru przekonywania.
Drzwi od łazienki otworzyły się kilka chwil później i ciemnowłosy aż się zastanowił, czy cena za ten pokój nie była zaniżona. Hidan wyszedł w tutejszym białym szlafroku, włosy ulizane do tyłu, nawet uśmieszek miał na ustach. Nie, żeby Kakuzu w ogóle zwracał na niego uwagę znad tego zwoju. Nie. on na nikogo nie zwracał uwagi. - Jakoś mniej śmierdzisz. - stwierdził z przekąsem, odkładając zwój na poduszkę i samemu zmierzając w stronę łazienki. Na pewno nie popatrzył na nieokryte nogi Hidana, kiedy go mijał. Wolał nawet o tym nie myśleć, więc po prostu zamknął się w środku łazienki i postanowił nigdy, a przynajmniej przez następne pół godziny, nie wychodzić.

Nie słuchając już docinek tego starego zgreda ruszyłem skocznym krokiem pod prysznic, zrzuciłem z siebie ciężki płaszcz i resztę ubrań, w moim przypadku spodnie i bieliznę, bo nie chodziłem w koszulce. Lubiłem szczycić się swoim idealnym ciałem. Bo czemu nie.
Czując jak po moim ciele spływa ciepła woda, która po kilku minutach zaczęła parować, bo oprócz swojego ciała lubiłem bardzo ciepłą kąpiel. Namydliłem się i zacząłem śpiewać biorąc słuchawkę prysznica w rękę. Gdy skończyłem, wytarłem się i zaczestałem włosy do tyłu.
- Ale Ty jesteś wspaniały, Hidan. - powiedziałem piskliwym głosem udając jakąś panienkę w lustrze, a potem zacząłem napinać mięśnie i patrzyć z zachwytem na samego siebie w odbiciu.
Wytarłem się i zarzuciłem tylko szlafrok na siebie niedbale go zawiązując w pasie i jak zwykle odsłaniając umięśnione ciało.
Walnąłem się na łóżko i podłożyłem ręce pod głowę. Słysząc jego uwagę na temat mojej woni mruknąłem.
- Co Ty, w ciąży jesteś, że taki masz wrażliwy nosek? - podałem mu uszczypliwą uwagę jak na tacy. Zauważyłem, że jego ubrania są czyste i pomrugałem oczami.
- Cooo? Jak Ty.. chwilunia! To jakaś technika? Też chce ją umieć! - mruknąłem podnosząc się do siadu. - Naucz mnie, Kakuzu. - powiedziałem i jak to miałem w zwyczaju zmarszczyłem czoło z małym uśmiechem. Jednak ten mnie zignorował jak przez większość życia obok niego i tylko odprowadziłem go wzrokiem do łazienki, po czym zebrałem się i odprawiłem rytulał dla Jashina.

Muszę szybko się odświeżyć - postanowił sobie Kakuzu, ignorując zawodzenia Hidana co do tej techniki. Po wyjściu stamtąd go tego nauczy i będzie miał względny spokój. Przy umywalce powieszone było duże lustro, gdzie przeglądnął się i przeczesał dłonią swoje długie włosy, które w nieładzie opadały na ramiona. Odkręcił wodę pod prysznicem, ciesząc sie w duchu, że w końcu jest mu dane wykąpać się w gorącej wodzie. Chyba warto było jednak dopłacić kilka ryou więcej. Wszedł do środka, zamykając za sobą półprzezroczyste drzwi od kabiny.
Stał tam chwilę, dopóki nie usłyszał dobiegającego zza drzwi jęku bólu. Skrzywił się zakładając, że jashinista znowu odprawia swoje krwawe rytuały, zapewne niszcząc przy tym wykładzinę w pokoju. Westchnął cicho, chwilę później wyłażąc z kabiny. Z kieszeni spodni wyciągnął mały zwój, który następnie odpieczętował i ubrał się w luźne, czarne spodnie. Oszczędność miejsca, czasu i pieniędzy, mówił sobie, gdy użył go ponownie do pozbycia się pozostałych rzeczy.
Wychodząc z łazienki jeszcze osuszał sobie włosy ręcznikiem, iście zauwazając, że wykładzina w niektórych miejscach przybrała niezbyt ładny kolor, a sam Hidan leżał na środku pokoju w dziwnie powyginanej pozycji. Nie odzywając się słowem na ten temat, chyba pierwszy raz w życiu, Kakuzu po prostu go minął, siadając na swoim łóżku, gdzie usiadł sobie po turecku. - Pies, małpa, smok, zając. - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. - I nie, nie obrażam cię, To pieczęcie potrzebne do wykonania tego jutsu. - uniósł lekko prawą brew, gdy jashinista bardzo energicznie podniósł się z podłogi, a na jego ciele nie widniała żadna namniejsza rana. To chyba zasługa jego bożka, na coś się jednak przydaje. Cóż, nie zmieniło to jednak stanu wykładziny, która z bordowego koloru zaczęła zmieniać się w coś przypominającego brąz. Kakuzu podejrzewał tylko, ile pieniędzy będzie kosztować jej czyszczenie. - Skup się, mówię to ostatni raz. Pies, małpa, smok i zając. Tyle. Połóż przed sobą ten upieprzony płaszcz i się skup. To technika z akademii. - powiedział dobitniej, dalej swobodnie wycierając sobie włosy. To będzie ciekawe.

Jak zawsze przy tym rytuale trzeba było się lekko zadrapać. Zadrapać. Znaczy przebić sobie wątrobę i inne narzady. Ale ja otwarcie byłem masochistą i lubiłem poświęcać się dla swojej religii. Jedynej, prawdziwej. O tak.
Fakt faktem dywan nasiąknął moją krwią, ale to powinien być zaszczyt dla tej rzeczy martwej. Czasami podczas modlitwy wpadałem w trans i wtedy się działa wola boża z moim ciałem. Nigdy nie pamiętałem co w tym czasie się działo, ale jak wiemy to dzieło boskie, w które nie należy się zagłębiać.
Gdy w końcu się ocknąłem usłyszałem, że ten dupek znów mnie wyzywa.
A nie. Pomyłka. Jednak podał tylko pieczęcie.
- Dobra dobra spróbuję najpierw na tym szlafroku, a potem na tej wykładzinie. - mruknąłem i usiadłem przed lustrem, które było ustawione przy ścianie. Skupiłem się i wykonałem pieczęcie, ale chyba coś pomyliłem i szlafrok zamiast stać się biały, zrobił się cały w kolorze nasiąkniętej w nim krwi.
- Cholerstwo.. - mruknąłem patrząc zirytowany na szlafrok i przygryzłem policzek od wewnętrznej jego strony. - Mnie w akademii jej nie uczyli. - westchnąłem zrezygnowany. - W ogóle nie pamiętam tych głupich technik. - dodałem po chwili.
Skupiłem się i zaraz mnie olśniło. Chociaż głupio mi było o to zapytać, bo zaraz Kakuzu będzie miał pretekst do wyzywania mnie od idiotów, ale na to zawsze się odszczeknę wiec raz kozie śmierć a raz mleko. Czy jak to szło.
- OOOOI... Kakuzu? A jak wyglądała pieczęć do zająca? - mruknąłem niewyraźnie patrząc na jego odbicie w lustrze. Uważnie mu się przyglądałem. Zamyśliłem się i nie usłyszałem co odpowiedział.
- Neee .. ciekawe jakby wyglądał w makijażu. - spytałem sam siebie gładząc swoją gładką brodę, która zdążyłem ogolić w łazience.
- No? To jak wygląda ten królik? - spytałem ponownie, zapominając, że już o to pytałem i nie zważając na to, że przekręciłem pytanie.


Słysząc tak głupie pytanie Kakuzu przez chwilę się zastanowił, jakim cudem Hidan zaszedł tak daleko, bez znania najłatwiejszych z najbardziej podstawowych pieczęci. Mógł w tym momencie być niemiły, oczywiście, że mógł, ale postanowił, iż skoro już coś się produkuje i jashinista w dodatku go częściowo słucha i nie marudzi na każdą najmniejszą rzecz, to doprowadzi tą naukę do końca. Złożył dłonie w pieczęć, którą znały nawet małe bachory i pokazał ją srebrnowłosemu. Gdy zauważył, że ten akurat w tej chwili był nieobecny i gapił się w niego, jak mały cielak, postanowił mu pomóc. - Hidan. - powiedział jedno słowo, a było widać, że narwaniec wrócił do rzeczywistości. Jeszcze raz, tym razem pokazując pieczęć w sposób, jaki pokazałby ją niedorozwiniętemu dzieciakowi, miał nadzieję, że to załapie.
Czasem naprawdę nie wiedział, z kim ma do czynienia. Po Hidanie widać było, że w swoich młodszych latach też był takim bałwanem, ale aż tak, żeby nie umieć najprostszej techniki? Kakuzu naprawdę czasem się dziwił.

- Jestem maszyną do zabijania, a nie sprzątaczką! - mruknąłem i gdy Kakuzu pokazał mi jeszcze raz pieczęć, za trzecim razem mi się udało i szlafrok stał się taki jak przed tym, gdy go założyłem. Potem zrobiłem porządek z wykładziną i odetchnąłem głęboko.
- A ja chciałem oddać te wycieruchy do pralni! - wyśmiałem sam siebie. - Jednak przy Tobie idzie się nauczyć NOWYCH, ciekawych rzeczy. - powiedziałem w stronę Kakuzu i walnąłem się obok niego na łóżku. Wyjąłem sobie kamyczek, który mi kupił i zacząłem go podrzucać.
- I co teraz robimy? Ne! Kakuzu! - mruknąłem odwracając twarz w jego stronę

Wygodnie oparł się o ścianę przy łóżku, na kolanach rozkładając sobie zwój, który miał w końcu zamiar przestudiować. Słuchał w międzyczasie ciche przekleństwa, które Hidan sam do siebie mamrotał pod nosem, gdy nieszczególnie szła mu technika, której chciał się nauczyć. Za którymś razem mu się udało i wyrwał Kakuzu z zamyślenia piskiem radości. Jego częstotliwość spowodowała, że ciemnowłosy aż się skrzywił. W końcu podniósł wzrok znad papieru, gdy materac obok niego ugiął się pod naporem namolnego jashinisty.
  • To ty z naszej dwójki bardziej chciałeś się zatrzymać. - westchnął, patrząc na niego ze znużeniem. - Jeśli nie masz co robić, to idź po sake do baru na dole. - No, może to sprawi, że chociaż na chwilę będzie zajęty i przy okazji zgubi się gdzieś w korytarzach.
  • Nikt nie mówi, że masz płacić. Po prostu je weź. - dodał z lekkim uśmieszkiem, gdy srebrnowłosemu już otwierały się usta do zadawania kolejnych pytań. Kakuzu miał tylko nadzieję, że kilka kieliszków za bardzo nie upije srebrnowłosego i nie będzie stwarzał takiego problemu, jak ostatnio.

- No chciałem i nie wmówisz mi, że to był zły pomysł. - mruknąłem z zadowoleniem. Słysząc jego propozycje do alkoholu nieco się zniesmaczyłem. Ale gdyby się napił ze mną. Może, ciekawe czy wyciągnął bym od niego coś interesującego.
- No dobra dobra. Za chwilę wracam. - powiedziałem w roztargnieniu zwlekając się z jego łóżka i poprawiając szlafrok, po czym opuściłem pokój i... No trochę mnie nie było. Z godzinę.. może dwie. Ale w końcu znalazłem ten cholerny barek, który okazał się być na przeciwko recepcji. Ale czasu nie żałowałem. Przynajmniej ładna panienka z recepcji mocno zwróciła na mnie uwagę. Pogawędziłem z nią, a raczej poflirtowałem. O dziwo zaproponowała mi, abym przyszedł do niej, gdy skończy pracę i miałem zamiar skorzystać..
Ale za priorytet, co było dla mnie naprawdę dziwne obrałem sobie wieczór spędzony z Kakuzu popijając sake. Jeśli się nie zdecyduje to dam spokój i pójdę na panienki.
Sam nie wiem. Miałem wczorajszy wieczór w głowie i każde słowo, które padło z ust Kakuzu. I jego mały uśmiech. Taki jeden z szczerych. Waaahh.. moja głowa.
Wziąłem dwie butelki sake i poszedłem do naszego pokoju. Pokazałem szczęśliwy szkło Kakuzu i powiedziałem dumnie.
- Wróciłem!

Kakuzu sam sobie przyznał, że pozbycie się Hidana pod pozorem przyniesienia sake było dobrym pomysłem, choć kilka chwil później miał dziwne odczucie, że brakuje mu w pobliżu tej gadającej, szarowłosej gęby.  Nie zamierzał jednak wstawać i go szukać, bo nie miał na to ochoty, więc po prostu czekał, aż zguba sama do niego przyjdzie. Nie chciał mu wcześniej mówić, ale sam miał ochotę na wypicie czegoś, co pozwoli mu się trochę rozluźnić. Tak, nawet taki stary, zgryźliwy dziad jak on potrzebował swojej dawki alkoholu raz na jakiś czas. W wolnym czasie zastanawiał się nad durną techniką, którą zwój krył zapisaną w środku, poruszającą poniekąd temat nieśmiertelności. Nie, żeby chciał się bardziej szprycować kolejnymi jutsu, bo jego teraźniejsza możliwość życia nawet po rozczłonkowaniu mu wyjątkowo wystarczała, ale miło było poczytać o tym, co inni mieli w zanadrzu na takie rzeczy. Jednocześnie z każdym słowem liczył minuty, które upływały w nieobecności Hidana. Znając jego, pewnie zniknął w jakimś pokoju po drodze z miłą, dobrze ukształtowaną dziewczyną i jeszcze pół nocy go nie będzie.
Zdziwił się lekko, gdy do pokoju wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha jashinista, dzierżący w ręce butelkę pełną sake. Na ten widok aż się uśmiechnął. Na widok butelki, nie Hidana. - Długo cię nie było. - zauważył, odkładając na bok zwinięty papier i przysuwając do siebie mały stoliczek, który stał wcześniej obok łóżka. - Chciałbyś mi opowiedzieć o tym, jak zgubiłeś się w pięciu korytarzach i holu? - zapytał na pozór grzecznie, jednak z ukrytą w jego słowach kpiną.

Byłem uradowany w duchu na krótką chwilę myśląc, że Kakuzu uratował się na mój widok. Jednak mina mi zrzędła w momencie, gdy dostrzegłem, że nie chodzi o mnie a o szkło. Prychnąłem pogardliwie pod nosem. Byłem okropnym atencjuszem i nie wyobrażałem sobie życia nie w centrum uwagi. Westchnąłem i położyłem butelki na stoliku, który starszy przysunął do swojego łóżka. Co dziwne, mimo wszystko, jego nikły uśmiech mi to w pewnym stopniu wynagrodził.
Jak słowo daję nie wiem dlaczego tak się przez ostatni czas czuję.
- Długo? Jak długo? - spytałem zdziwiony nie zdając sobie sprawy z tego ile czasu faktycznie mnie nie było. Dla mnie minęło kilka minut. Zająłem miejsce obok Kakuzu i otworzyłem butelkę kciukiem wystrzelając korek, który odbił się od sufitu i spadł mi do buta. Mruknąłem coś w stylu, że muszę poćwiczyć celowanie.
Gdy zadał mi te drugie z kolei pytanie, wiedziałem, że znów się ze mnie nabija, po jego tonie głosu. Zmrużyłem jedną powiekę a usta ścisnąłem w dziubek mówiąc urażonym tonem głosu jak dziecko, które obraziła się, bo czegoś nie dostało.
- Przecież nie przepuścił bym okazji na porozmawianie z przemiłą i ładna recepcjonistką. - wymamrotałem unikając jego wzroku. - A poza tym... - dodałem już śmielej. - To wcale nie było przy recepcji tylko na przeciwko!!! Wiesz jaka to różnica?? - spytałem unosząc coraz bardziej głos. Zacząłem wymachiwać i krzyżować ręce. - Tak jest na przeciwko, a tak obok!! - pouczałem go jakbym miał wrażenie, że sam tego nie odróżnia.
Po moim wywodzie, że Kakuzu nie umie być dobrym nawigatorem westchnąłem.
- I koniec końców zostałem zaproszony przez seksowną recepcjonistkę na noc w jej biurze. - powiedziałem jakbym mówił o zwykłej czynności, której nie chciało mi się zrobić. Nie powiem, laska była ładna, na pewno wykształcona i kasiasta. Ale obrałem sobie na cel wieczór, spędzony z Kakuzu.
O masakra, jak to brzmi w mojej głowie.
- Ale skoro wróciłem! - dodałem szybko. - To przecież nie osierocę tej biednej butelki... A wiesz Kakuzu? Jak piję sake to czuję jak wątroba mi się usmiecha. - powiedziałem szybko zarzucając jaki kolwiek temat.


Zamaskowany nie pomyślał nigdy, że otwieranie zwykłej butelki sake w wykonaniu jashinisty może być taką parodią. Nie potrafił nawet porządnie otworzyć lekko zakorkowanej butelki, powodując widoczne gołym okiem wgniecenie w suficie. Czasem miał ochotę, żeby powiedzieć srebrnowłosego, żeby nie modlił się do swojego boga o nieśmiertelność i dobrobyt, a o jakiekolwiek umiejętności manualne i mózg. Miał wrażenie, że następnego dnia będzie słuchać narzekań o tym, jak środek buta mu się dziwnie klei.
Kakuzu delikatnie odsunął się od Hidana, gdy ten zaczął opowiadać swoją barwną historyjkę o podbojach miłosnych w recepcji, a do tego każde słowo akcentował wymachiwaniem rękami na prawo i lewo. W którymś momencie nawet to nie pomogło, gdy zaczął bezsensownie kłócić się o to, że ma rację w sprawie położenia recepcji… po co komu ustalać takie bzdury? Ciemnowłosy wywrócił tylko oczami, ale słowem się na ten temat nie odezwał, tylko nalał im do dwóch małych kieliszków, które jashinista naprawdę musiał skądś ukraść. Wyglądały na drogie, aż zielonookiemu oczy się lekko zaświeciły.
Do dna, Hidan. - powiedział, bez zbędnych ceregieli biorąc łyk z kieliszka i prawie się zakrztuszając, gdy usłyszał dalszą część monologu swojego towarzysza. Aż z zaskoczenia poklepał się po piersi, sprawiając, że nie było aż tak źle. Nie słyszał nigdy, żeby Hidan sam z siebie zostawił taką chodzącą, darmową okazję na jedną noc i to po to, by później siedzieć z takim zardzewiałym typem, jak on. W głowie już mu delikatnie zabuzowało po jednym kieliszku, więc postanowił ciągnąć temat, chociaż srebrnowłosy widocznie chciał go zakończyć.
Trzeba było do niej iść. - powiedział cicho, kiedy po dłuższej chwili odzyskał głos, patrząc ze zdziwieniem na swojego partnera. Niespotykany człowiek. Wiedział, że ostatnio coś mu się chrzaniło w głowie, ale żeby aż tak?

Opróżniłem kieliszek równie szybko co Kakuzu. Lekko się skrzywiłem, a potem parsknąłem śmiechem widząc, że mój kompan kaszle. Miałem nadzieję, że to przez sake, ale widząc jego zdziwienie w oczach mruknąłem.
- No co? Mój sprzęt nie jest dla każdego. - poprawiłem szlafrok i zgarnąłem włosy do tyłu. Znów wprowadziłem się w zakłopotanie i zrobiłem się czerwony czując na sobie wzrok ciemnowłosego.
- A tak w ogóle to może mam ochotę po prostu Ci dokuczyć swoją obecnością, bo wiem że jej nie lubisz. - powiedziałem próbując sprawiać wrażenie wyniosłej osoby, ale z tą czerwoną twarzą mi coś nie szło.
Jednak zaraz padła na to odpowiedzieć, że mógłbym iść. Zacisnąłem lekko kieliszek w dłoni a zaraz spuściłem na niego wzrok.
Przyłożyłem dłoń do swojej klatki i odetchnąłem, ale tak ciężko, jakbym nie mógł złapać powietrza.
- Co do Jashina.. - mruknąłem pod nosem. Zmarszczyłem czoło lekko. Słysząc taka odpowiedź, nigdy bym się nią nie przejął i jeszcze nie minelaby minuta, a ja już bym rozpalał zmysły tamtej kobiety. Ale teraz.. naprawdę mnie cos.. zabolało? Uniosłem wzrok powoli na Kakuzu. Próbując dobrać jakieś słowa.. próbując cokolwiek powiedzieć. Ale ja zwyczajnie nie wiedziałem co. Moja mina wyrażała teraz jakiś pieprzony smutek. Nalałem sobie i jemu sake po czym bez słowa oproźniłem kieliszek.

- Teraz mi nie przeszkadzasz. Bardzo. - odparł na jego prawie groźby, dolewając kolejną porcję alkoholu do pustych już kieliszków. Zaśmiał się jeszcze cicho na tą dziwną próbę wytłumaczenia się, czemu wolał zostawić dla niego chętną panienkę, o co go nawet nie prosił. Jashinista pewnie chciał zobaczyć, jak Kakuzu się upija i wyciągnąć z niego jakieś brudne fakty z jego życia, a później przez długi czas mu to wypominać, ale nie chciał się do tego przyznać. Nie winił go. Gdyby nie znał już większości żenujących historyjek o swoim kompanie, to pewnie zrobiłby z nim to samo. Wszystko dla chwili rozrywki.
Zerknął kątem oka na niego, upijając niewielką ilość sake z kieliszka i zmrużył delikatnie oczy na dziwnie zbolałą minę jashinisty. Jeśli dobrze się orientował, to nie powiedział mu nic niemiłego, o co ten mógłby się tak wzburzać. - Hidan? - zapytał cicho. Czyżby taka ilość alkoholu mu już zaszkodziła? Nie wypił wcale dużo, ale może dalej miał problem po upiciu się na festynie… To zaintrygowało trochę Kakuzu, więc pochylił się delikatnie w jego stronę, oczekując odpowiedzi. - Hidan. - powtórzył, próbując dojrzeć, o co może chodzić srebrnowłosemu. Oby nie robił go w durnia i udawał coś, bo chyba go strzeli. Nawet po alkoholu siła go nie opuszczała.

- He..? - przechyliłem głowę w stronę jego głosu, a gdy odwróciłem się do niego twarzą jego i moją dzieliły milimetry. Mało brakowało, a zetknąłbym się z nim nosem.. albo czym innym. Nie żebym się brzydził go, czy coś, bo tak nie było, ale w tamtym momencie stało się coś naprawdę hardcorowego i tego też nie będę umiał wytłumaczyć. Rozszerzyłem powieki patrząc w jego oczy, wstrzymałem oddech, aż zapadła cisza i było słychać, moje dudniące serce. Jakbym miał zaraz zejść, ale nie do końca. Pomrugałem oczami i spuściłem głowę ze wstydu.
Tak. Ze wstydu. Na szczęście moje dłuzsze włosy zasłoniły mi całą twarz, ale spiąłem całe ciało przeklinając w duchu te moje serce. Ja naprawdę nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Sciskałem mocno kieliszek w dłoni czując, że jeśli nie przestanę to pęknie i tak też się stało.
- Cholera.. n-nie wytrzymałe to. - zająknąłem się.

Kakuzu był co najmniej zdziwiony zachowaniem Hidana. Nigdy w czasie ich znajomości nie był tak małomówny i bąkający pojedynczymi słowami, jak w tamtej chwili, a do tego kręcił się cały czas, jakby  było mu niewygodnie albo coś go uwierało w… możliwe też, że przemyślał sobie całą tą sytuację i zorientował się, że tak naprawdę wolał iść i spędzić jedną noc z nieznajomą mu kobietą, niż przesiedzieć kilka godzin ze swoim kompanem, który przez większość czasu dawał mu popalić. Ciemnowłosy nie winił go za to, choć na tą myśl zrobiło mu się trochę niemiło, bo nie było temu daleko od prawdy. Szczerze, sam wolałby robić cokolwiek, byle by nie mieć do czynienia z takim gburem, jak on sam.
Odgłos pękającego szkła wybawił go od posępnych myśli. Bez zbędnego ociągania zabrał z zakrwawionej dłoni Hidana odłamki szkła, a te co drobniejsze postarał się wyciągnąć swoimi nićmi. Wiedział, że nawet gdyby tego nie zrobił, to ciało jashinisty pewnie samo po pewnym czasie od zarośnięcia się ran wypchałoby je poza powierzchnię skóry. - Idiota. - powiedział do niego karcąco, używając tych samych nici do zeszycia jednej z otwartych powierzchni, bo ten dureń jak zwykle miał szczęście do uszkodzenia sobie najbardziej ukrwionych miejsc w ciele. - No i po co? - westchnął, trochę emocjonalnie nabuzowany wyrzucając resztki kieliszka prosto przez okno. Nikt mu nie będzie mówił, jak pozbywać się takich rzeczy. - Masochista.
- Wybacz. - mruknąłem nawet nie zająkując się, gdy Kakuzu wyciągał odłamki szkła z jego dłoni. Przez moją twarz przemknął uśmiech. Dobrze wiedziałem, że ciemnowłosy wcale nie musiał tego robić, ale jednak. Nadal ukrywałem swoją rozpaloną od rumieńców twarz za srebrnymi włosami.
Jak już poprosił o wybaczenie, to gorzej być nie może. Postanowiłem wyrzucić z siebie to o czym myślałem od rana.
- Dlaczego po prostu wczoraj mnie z siebie nie zepchnąłeś? - spytałem zbierając się na odwagę i unosząc wzrok na twarz starszego.
Nici dalej radziły sobie z kawałkami szkła.
- Dwa dni wcześniej zrobiłbyś to bez wyrzutu, a nie zdziwił bym się, gdybym dostał jeszcze po głowie. - odparłem pewnie uważnie piorunując go wzrokiem. - I w ogóle to od rana się dziwnie czuję. Ja nie wiem Kakuzu. Przyznaj się jesli to jakaś technika i zrobiłeś mi na złość. - mruknąłem.
- Nie chce iść do żadnej kobiety, bo mam ochotę przebywać w Twoim towarzystwie! Ale to nie tak, że jest to moja egoiczna myśl. Po prostu miałem naiwną nadzieję, że Ty też chcesz ze mną posiedzieć. Serce mi bije za szybko, jest mi gorąco, jak siedzę przy Tobie tak blisko.. - mówiłem szybko i wszystko co mi cisnęło się na język. - A w dodatku moja morda to jeden wielki burak! - westchnąłem. - I o dziwo chciałbym powtórzyć ten wczorajszy pieprzony wieczór. - skończyłem monolog, w momencie, gdy Kakuzu wyrzucił odłamki szkła za okno. Miałem nadzieję, że wytłumaczy mi o co do cholery chodzi.. bo sam zaczynałem się martwić, że zapadłem na jakąś nieulefzalną chorobe, a może się starzeje??

Zdębiał przez chwilę na wzmiankę o swoim zachowaniu, gdy to dzień wcześniej wieczorem zachowywał się miło dla Hidana. Nie pomyślał nawet o tym, że to w ogóle mógłby być jakiś kłopot, skoro jashinista sam się o niego oparł i zasnął. Inną sprawą było to, że znalazł się tam dzięki miłemu momentowi, który zawładnął wtedy zmęczonym umysłem Kakuzu, ale dalej nie potrafił za bardzo zrozumieć, o co chodzi srebrnowłosemu. Pozwolił mu po prostu zasnąć opartemu o jego ramię, wielkie halo. Patrząc na to, że jednak od kilkudziesięciu lat nikomu nie pozwolił nawet na taki gest, stwierdził, że Hidan miał słuszność, powątpiewając w jego zamiary w tamtej chwili. Sam już nie wiedział, dlaczego tak było, ale nie miał zamiaru się o to kłócić.
Dalsze słowa srebrnowłosego coś mu przypominały, o czym chyba dawno zapomniał, a przynajmniej chciał zapomnieć. Zachowywał się w sposób, w który Kakuzu dawno temu próbował jednej ważnej osobie coś przekazać. Wolał jednak o tym nie myśleć, skupić się na bardziej realnych możliwościach. Delikatnie, tak żeby jeszcze bardziej nie wystraszyć srebrnowłosego, dotknął dłonią jego czoła. Wykluczone. Jego jedyny trop okazał się fałszywy, ale nie chciał dopuścić do siebie innej możliwości. - Fizycznie nic ci nie jest. I raczej nie będzie. - wymamrotał jakby do siebie pod nosem, odsłaniając zasłoniętą włosami twarz Hidana. Wysłuchał dokładnie całego monologu i w końcu nie wytrzymał. - Po prostu się zauroczyłeś, durniu. - uśmiechnął się do niego z niedowierzaniem. Dobra, stwierdzenie tego nie było takie trudne, jak się wydawało. Ciekawą rzeczą było jeszcze, jak sam zainteresowany na to zareaguje. - Bo na pewno się nie starzejesz. Twoje włosy bardziej nie posiwieją. - parsknął śmiechem, próbując ukryć to, zasłaniając usta rękawem i patrząc gdzieś w bok. Do czego to doszło? Widocznie nawet tak mała ilość alkoholu potrafiła go za bardzo rozluźnić. To raczej on się starzeje




Patrzyłem jak Kakuzu krząta się po pokoju, dreptając od łóżka do okna. Na sto procent macał w tym palce więc po prostu mówiłem dalej, aż w końcu wybuchnął. I co usłyszałem?
- Że co.. co zrobiłem? - spytałem będąc w jeszcze większym szoku niż on. Spojrzałem na jego dłoń, która znalazła się na moim czole robiąc porządnego zeza. Przełknąłem ślinę.
- Zauroczyłem? Że niby.. - mruknąłem i pokazałem palcem na siebie, a potem na niego, potem znów na siebie i na niego i tak kilka razy bardzo szybko. Otworzyłem buzię chcąc coś powiedzieć, ale przez chwilę siedziałem po prostu z lekko rozchylonymi ustami.
- Moje włosy.. - mruknąłem po dłuższym zastanowieniu i machnąłem głową układając je zaraz palcami do tyłu. Po czym zostawiłem kosmyki włosów w dłoni. Patrząc na końcówki.
- Bałem się, że coś gorszego. - dodałem po chwili unosząc jeden kącik ust do góry. - Czyli Ty też się zauroczyłeś! - wystrzeliłem uśmiechając się zwycięsko. Chociaż nie wiedziałem, czy to dobrze czy źle, czułem tak dziwne ciepło na sercu, że nie dopuszczałem do siebie myśli, że może coś złego czychać na mnie za rogiem. Albo, że usłyszę coś niemilego od Kakuzu, chociaż wolałbym to pierwsze, nie pytajcie czemu.
Odetchnąłem głęboko i zaśmiałem się zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Zagubiłem się trochę, Kakuzu. - powiedziałem i spojrzałem na niego, ja też miałem asa w rękawie. - Swoją drogą dostałem od Deidary skromny podarunek. - powiedziałem i pokazałem mu gliniany kieliszek. - Tadam! Możemy pić dalej. - rzuciłem i nalałem nam po kieliszku sake.
- Miło widzieć Cię uśmiechniętego. - dodałem szybko wypijając nalewkę. Nawet ulżyło mi, że dowiedziałem się co mi jest. Cholera. Nie wiedziałem, że zauroczyć się.. to tak przyjemne uczucie.

Poczekał chwilę, aż sens wypowiedzianych słów zostanie przetworzona w małym móżdżku jego towarzysza. Miał nadzieję, że w takim momencie Hidan nie zacznie się kłócić, że to nie on, blablabla. Też się trochę dziwił, bo miał już swoje lata, i nie sądził, aby taka sytuacja mu się jeszcze kiedykolwiek przydarzyła. Cóż, młody jashinista był widocznie bardzo specjalny w takich sprawach.
- Mam nadzieję, że nie wpłynie to bardzo na twoje umiejętności w walce. Jeszcze trzeba nam, żebyś bardziej był roztrzepany. - powiedział, nalewając temu szalonemu dzieciakowi sake do glinianego kieliszka. Nawet nie chciał wiedzieć, z czego Deidara to ulepił. Z własnej dobroci na pewno mu tego nie sprezentował, bo raczej dwójka z nich nie pałała do siebie sympatią. Aż się Kakuzu milej na sercu zrobiło, jeden mniej do… nieważne. To jeszcze nie czas na takie myślenie, bo jeszcze zbyt mało wypił.
- I nie mówiłem nic na temat tego, że ja też. - uniósł kieliszek na znak toastu za cokolwiek, co właśnie się wydarzyło, a nawet bez żadnej okazji i dopisał sobie mentalnie ilość wypitego dzisiaj alkoholu. Zastanawiał się gdzieś tam, po ilu takich toastach Hidan odpadnie i zaśnie jak zasmarkany bąbel. Nie, żeby zależało mu na tym za bardzo, ale był po prostu ciekaw. Może jeszcze ciekawszych rzeczy się dowie, skoro po jednym kieliszku już był niezwykle rozmowny. Bąkający pojedynczymi słowami, ale rozmowny.  Kakuzu chyba musiał od teraz przystosować się do tego, że będzie słyszał więcej nieśmiałych komplementów ze strony jashinisty. A nawet mu to odpowiadało.

- Ba, nie musisz mówić, chyba umiem logicznie myśleć, nie? - mruknąłem w jego stronę.
- Nie wypaliłbym z tym, gdybyś sam też nie zachowywał się w ten sposób zresztą baaaa.. nie dziwię Ci się! Sam bym się w sobie zauroczył. - zauważyłem zacząłem w dłoni miętolić swój amulet, którego prawie nigdy nie zdejmowałem.
- Ja nie jestem roztrzepany. - poprawiłem go. - To, że czasami coś przekręce o niczym złym nie świadczy! - oburzyłem się i przybiłem kolejny toast ze swoim obiektem westchnień czy jak to się tam mówi. Na pewno nie miałem zamiaru odpaść tak szybko jakby chciał tego Kakuzu. Nie widziałem go jeszcze pijanego, a on mnie już, kilka razy zbierał z podłogi.
- Wiesz, że niektórym po alkoholu wzrasta poziom libido? - powiedziałem pofalowałem brwiami w jego stronę. - No wiesz. Niektórzy po alkoholu są rozdrażnieni, niektórzy weseli, niektórzy smutni, a jeszcze innym po prostu chce się r*chać. - stwierdziłem bardzo kolokwialnie mówiąc i wtedy mnie olśniło. Uwaga uwaga przed państwem Hidan i jego niewygodne pytania, część pierwsza.
- Ooooooooi.. - zacząłem bardzo milutko i dało się wyczuć, że coś zaraz będzie na rzeczy. - Ka - ku - zu - chaaan.. - zaśmiałem się cicho czerwieniąc po uszy i poprawiłem włosy. - Ty ten swój ... No wiesz. Pierwszy raz. Miałeś z facetem? A byłeś na górze czy na dole? - spytałem patrząc na niego i będąc gotowym do uniknięcia jakiegoś ciosu w razie co.

Dobra, drugie pytanie wpędziło Kakuzu w pewien niewygodny poziom zażenowania, aż postanowił skryć twarz w dłoniach. Nigdy więcej nie da Hidanowi wypić grama alkoholu, choćby miało go coś zabić. Ech, ale z drugiej strony czego mógł spodziewać się po rozmowie, która odbyła się chwilę wcześniej? Oczywiście, że jashinista zacznie zadawać niewygodne pytania, żeby potestować, na co może sobie pozwolić. Ciemnowłosy nie da sobie niestety wejść na głowę i nie było mu z tego powodu przykro. - Jeśli po alkoholu zachce ci się pieprzyć, to masz dwie opcje: twoja ręka albo poduszka. Byle najdalej ode mnie. Więc lepiej nie przesadź. - Nawet nie próbował odpowiadać na zadane pytania, bo skończyłoby się to nie tyle niemiłe dla niego, co dla pytającego. Kakuzu mógłby w mgnieniu oka odwrócić sytuację, wpędzić Hidana ślepy zaułek i napawać się jego niewygodą po zadaniu kilku ciekawych pytań, ale dzisiaj jakoś nie miał na to humoru. Miał być przecież miły.
  • A może dla odmiany ty coś o sobie powiesz, hm? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie i miał nadzieję, że było to dobrą zagrywką. Zagadanie Hidana w taki sposób, żeby zaczął gadać tylko o sobie, było bardzo dobrym sposobem na odpędzenie go od takich spraw. - Nie będziemy mówić tylko o mnie przecież. - uśmiechnął się do niego zadziornie, biorąc kolejny łyk boskiego napoju. Szczerze zaczynało mu się robić coraz luźniej, także postanowił, że oprze się wygodnie o poduszkę i grzecznie posłucha jashinisty.

Wybuchnąłem nieopanowanym śmiechem dzięki odpowiedzi Kakuzu. Może dla stojącej obok nas jakieś osoby, która by się temu przyglądała byłoby to dziwne, ale fakt, że byłem już po kilku głębszych zaczynałem mieć coraz lepszy humor.
A mina Kakuzu? Bezcenna. Zakłopotany na potęgę.
- Przecież skoro jesteś zauroczony we mnie, to chyba jasne, że Ci się podobam i moje ciało również, nie? Ale na Jashina.. Kakuzu jakie Ty masz fetysze. Rękę rozumiem, jakoś musiałeś sobie radzić przez lata. Ale chwila.. poduszka? Nie no tego to nie próbowałem. - aż się wzdrygnąłem, gdy przed oczami stanął mi obraz mnie samego posuwającego poduszkę po alkoholu. - Nie nie nie nie.. zdecydowanie to nie po bożemu. - mruknąłem sam do siebie. - Mimo wszystko wolę ludzi. - machnąłem ręką i wróciłem do rzeczywistości. Włożyłem wykałaczkę między dwa kły i zacząłem ją miażdżyć w zębach.
- No dobra, możemy i mówić o mnie, w końcu to temat rzeka. - wzruszylem ramionami. Kakuzu dobrze wiedział, że mogłem mówić o sobie godzinami i być w centrum uwagi.
- Co chcesz wiedzieć? To aż dziwne, że mi ustepujesz. Przecież moja paplanina doprowadza Cię do szału. A poza tym wiesz o mnie prawie wszystko. - sprostowałem nalewając nam po kolejnym kieliszku sake.

  • Czasami aż wolę, kiedy opowiadasz o sobie, niż gdy robisz z siebie durnia, zadając takie pytania osobie, której nagle może zachcieć się ukrócić się o łeb. - westchnął. Wcale nie miał takiego zamiaru, w końcu Hidan zachowywał się naprawdę… grzecznie? Tak mógłby powiedzieć staruszek cztery razy starszy od swojego wnuka. No, może i coś się nie zgadzało, ale przez wzgląd na swój wiek mógł szczerze powiedzieć, że tak, Hidan był grzeczny. Ale niech lepiej pamięta, nawet w takim stanie, kto tutaj jest górą. I wzrostem, i doświadczeniem, i siłą, i… znowu nieważne. Kakuzu po prostu był od niego lepszy.
  • Powiedz mi coś, czego nie wiem. - Na nic lepszego cię nie stać, stary zgredzie? Zabrzmiało to jak tekst z jakiejś komedii, ale postanowił to zignorować. Miał swoje lata, prawda? A jego towarzysz nie był zbyt inteligentny więc nie powinien się czepiać. - Oprócz tego, oczywiście, że okazałem się twoją nową wielką miłością, czy coś w tym stylu. - uśmiechnął się półgębkiem, siorbiąc sake z kieliszka. Mają przed sobą wiele czasu spędzonego razem. Może Hidanowi jeszcze się odwidzi uganianie za cztery razy starszym od siebie maniakiem kochającym pieniądze. Zauroczenie to czasem głupia, łatwo dająca się zapomnieć rzecz.

- Coś czego nie wiesz? O rany! Naprawdę? Podświadomie wiesz o mnie wszystko. - wymamrotałem patrząc na niego z wyrzutem. Nigdy nie był kreatywny. A może to ten moment, gdzie już był pijany? Albo chociaż lekko wstawiony.
- Cóóóż... - podrapałem się po brodzie. - To, że w imię Jashina wymordowałem całą wioskę - wiesz, to, że nigdy się nie zakochałem - też wiesz, że jestem szalenie przystojny - widzisz i okropny popapraniec ze mnie... To też zapewne zauważyłeś. I pewnie jeszcze masz mnie za ostatniego durnia. - zaakcentowałem ostatnie zdanie jak gdybym mówił o czymś zupełnie naturalnym. - taka natura. Wiem. Opowiem Ci o mojej pierwszej ofiarze. - mruknąłem pod nosem. - był nią chłopak, który dokuczał mi w akademii, bo wtedy byłem mniej bystry i przystojny. Nie to co teraz! - powiedziałem i westchnąłem teatralnie zarzucając włosy do tyłu.
- I wtedy poznałem anatomię człowieka. I wszystkie bebechy co są w facecie. Zabawnie nawet było. Wszystko poszło na stos dla Jashina. - wymamrotałem. - a na następny tydzień dostałem 5 z testu z biologii. I od tamtej pory leci na mnie chmara lasek. - powiedziałem głosem oddającym samouwielbienie dla mojej osoby.
Słysząc pytanie o zwierzątku...
Schowałem rękę w kieszeń i wyprostowałem w niej palec po czym naciągnąłem materiał kieszeni w górę.

Kakuzu oparł się o swoją dłoń, kładąc łokieć na kolanie, w ogóle prawie się położył, słuchając tej niezwykle interesującej historii. A przynajmniej według niego była interesująca. - Jeśli wtedy byłeś mniej przystojny, to już w ogóle musiałeś wszystkich odstraszać. - mruczał do siebie pod nosem, starając się za bardzo nie obrazić niezwykle zaangażowanego w swoją opowieść Hidana. Jeszcze by się obraził, a ciemnowłosy nie miał ochoty na sprzeczki w tym stanie. Kto wie, do czego mogłyby doprowadzić zwłaszcza, że za szóstym kieliszkiem jedna z lampek nocnych zaczęła do niego machać, a nawet jeśli nie, to lekko falować. W każdym razie nie chciał z nią rozmawiać. - Mm. - przytaknął srebrnowłosemu w którymś momencie opowieści, żeby nie było, że jest głuchy i nie słyszy, co mówi. A tak sobie to przynajmniej wytłumaczył. 
- Jestem dumny z twojej piątki. - powiedział bardzo poważnie po usłyszeniu całej morderczej historyjki, ale cała ta fasada została zburzona przez głupie zachowanie Hidana. Chyba miało być głupie. Cokolwiek.
- Żeby nie było, to też coś powiem. - odchrząknął znacząco, siląc się jakąkolwiek powagę. - Otóż… moimi pierwszymi ofiarami byli moi rodzice. Tak wyszło. Koniec. No dobra, może nie. Inaczej. - wziął kolejnego głębszego i pomyślał trochę. - Ojciec był pieprzonym gnojem, który katował matkę, a ona później mnie. W niewyjaśnionych okolicznościach pośrodku hali z rybami w dniu targowym coś rozsadziło ich od środka. Było zabawnie, ale śmierdziało. Ekhm. No. Niespodzianka, to moja sprawka. Chyba za dużo wypiłem. - dla pewności dolał sobie jeszcze trochę, opierając się przy tym o młodego jashinistę. Wypił do dna i postawił kieliszek na stoliku przed sobą. - Teraz już na pewno. Za dużo też gadam. Zapomnij do rana, co słyszałeś. I że w ogóle coś słyszałeś, dzieciaku.

- Wolne żarty, zawsze byłem przystojny, tylko niektórym się nie podobało. Musieli totalnie nie mieć gustu. - mruknąłem urażony uwagą Kakuzu. Mimo wszystko cieszyłem się z faktu, iż mnie słucha nigdy tego nie robił. Zawsze odwracał wzrok, albo totalnie ignorował udając, że między mną a nim istnieje niewidzialna ściana z bordowych cegieł.
- Ale z umiejętności wykonywania pieczęci, już nie, co? - zażartowałem. Dzisiaj dowcip wyjątkowo marnie mi szedł i śmiałem się z słów, które w gruncie rzeczy nie były aż tak bardzo zabawne.
Jeszcze coś gadałem, aż w końcu przerwało mi głośne odchrząknięcie. Gdy Kakuzu zaczął opowiadać, mnie powoli już też trzepnęło te całe sake. Skupiłem się wyłącznie na jego ustach i patrzyłem jak się ruszają, tracąc po kilku minutach dźwięk. Jednak wyłapałem sens opowiadania.
- Wiesz jaki jest morał? - spytałem zbliżając się do niego, gdy ułożył się wygodnie. Zawisnąłem nad nim i pochyliłem się zakładając za ucho jego włosy i szepcząc do niego.
- Dwóch zauroczonych w sobie facetów nie powinno razem pić. - po czym spojrzałem na niego zamglonym wzrokiem. Pogłaskałem jego policzek i złączyłem nasze usta w delikatnym z mojej strony pocałunku.
Nigdy bym tego nie zrobił na trzeźwo. Niestety, jak na czysty rozum mam mało blokad, tak po alkoholu nie ma już żadnej.

Kakuzu przekręcił się w jego stronę, czując jakiś dziwny przypływ energii po całym tym opowiadaniu. Nie pomagał mu fakt, że Hidan siedział wpatrzony w niego jak w święty obrazek, co raczej sprzyjało wierceniu się niespokojnie w miejscu. Myślał, że takie bzdurne opowiadanie o zabijaniu raczej ostudzi jego zapał do rozmowy, ale było inaczej. Ciemnowłosy wysłuchał uważnie zadanego pytania, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Jego stan nie pomagał mu za bardzo w myśleniu, więc zrobił tylko głupią minę i pokręcił przecząco głową w odpowiedzi.
Jego ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy jashinista przysuwał się do niego coraz bliżej i bliżej, powodując tym samym dziwny niepokój u Kakuzu. Nawet ten mały gest odsunięcia włosów z jego twarzy powodował dziwnie rozpływające się iskierki po jego ciele. To musiała być wina sake, przekonywał się w myślach, ale to, co stało się sekundy później chyba sprawiło, że jakikolwiek alkohol z jego ciała po prostu wyparował.
Hidan chyba zrobił mu w tamtym momencie wodę z mózgu, bo przy bardzo delikatnym złączeniu ich warg, ciemnowłosy wydał z siebie nieokreślony dźwięk zaskoczenia połączonego z zachwytem. Na pewno nie był to jęk, bo Kakuzu nie jęczy. Chyba, że po alkoholu. No cóż, jednak jęczał.
Jego ręce same jakoś chwyciły srebrnowłosego za ubranie i pociągnęły w jego stronę, a on sam dodał w to zetknęcie ich warg trochę energii, przy okazji wplątując we włosy jashinisty swoje palce i ciągnąc go łagodnie w dół. Jednak chwilę później, jakby się opamiętał co robi, więc odsunął się z westchnieniem od Hidana na minimalną odległość. - Dobra, jesteśmy zupełnie schlani. - stwierdził fakt, pieszczotliwie całując go w nos. - A ja nie chcę robić czegoś, czego rano nie będziemy nawet pamiętać. - aż sam jęknął na swoje słowa. Brawo Kakuzu, zachowujesz się jak dobry dorosły! Pierwsza od ponad piećdziesięciu lat osoba się do ciebie zbliżyła, a ty nie korzystasz z okazji! Po prostu przyklaskać.
Nie chciał jednak, żeby Hidan myślał, że go po prostu nie chce, więc subtelnie tylko pogłaskał go po policzku, przyciągając równocześnie do siebie. To był bardzo ciekawy rozwój wydarzeń.

Było mi wszystko jedno, bez względu na to, czy zostałbym odtrącony, czy nie. Musiałem spróbować i tak też zrobiłem. Zasmakowałem ust Kakuzu, które były swoją drogą zupełnie przyjemne. Delikatne i wilgotne. Przysunąłem się jeszcze bliżej niego, gdy pociągnął mnie w swoją stronę. Szlafrok zsunął mi się z ramienia, a ja zachęcony przez Kakuzu, który pogłębił pocałunek zacząłem się o niego instynktownie ocierać, wciąż żarliwie smakując jego ust. Rozpalił mnie samym pocałunkiem do tego stopnia, że oddałbym mu się dzisiaj w całości, jeśli takie byłoby jego życzenie, byłem nawet w stanie błagać o pieszczotę, nigdy nie czułem się tak rewelacyjnie z żadną kobietą, przez te wszystkie noce, co teraz, przez kilka minut, gdy byłem tak blisko Kakuzu i mogłem w taki, a nie inny sposób go dotykać i całować. Gdy wplątywał palce w moje włosy ja stęknąłem mu w usta, bo poczułem dreszcz przechodzący z karku w dół wzdłuż kręgosłupa, aż do samych pośladków. Wygiąłem się jak struna, znów o niego ocierając i wtedy mężczyzna zabrał swoje usta z moich. Dyszałem cichutko patrząc na niego spragniony. Z moich ust wyrwało się ciche "n-nie.. ja chcę". Ale usłyszałem jego rozbawiony głos i tekst, o tym, że jesteśmy totalnie nawaleni.
Po chwili namysłu nad jego słowami spojrzałem jeszcze raz, dużo pewniej w jego oczy i powiedziałem. - W takim razie jutro też to zrobimy. - mruknąłem i wpiłem się spragniony w jego usta. Miałem cichą nadzieję, że ten raz mi w tej sytuacji ulegnie. Wziąłem jego dłoń i przeniosłem na swój pośladek, po czym zacisnąłem jego dłoń i po raz drugi jęknąłem zachwycony w jego usta. Powoli zacząłem dłonią dokładnie badać jego tors nie zapominając o tym, żeby co jakiś czas ocierać swoje już gorące ciało o jego.

Kakuzu westchnął wewnętrznie z rozpaczy, gdy jego mała prośba nie została nawet rozpatrzona przez napalonego jashinistę, a spowodowała jedynie, że coraz trudniej było mu się wycofać z tej plątaniny ciał. Hidan naprawdę mocno go kusił, zwłaszcza będąc w takim stanie upojenia alkoholowego, co powodowało, że ciemnowłosy naprawdę miał opory w przeciwstawieniu się jego urokowi. Już wiedział, dlaczego te wszystkie kobiety tak do niego lgnęły i chyba im się nie dziwił. Po części robił to samo, tylko może w innym stopniu.
  • Hidan… - jęknął mimowolnie, gdy jego dłoń wcale nie przypadkowo znalazła się na pośladku siwego napaleńca. Nie chciał mu pokazać, jak bardzo jego ciało go absorbowało, że chciał poznać każde jego zakamarki, skoro chciał się jakoś wyplątać z tej sytuacji. Seks z Hidanem, po pijaku i do tego po dziesiątkach lat celibatu? Nie widział tego jakoś, chociaż wpływ wypitego sake powinien go skłaniać w tę stronę.
Próbował delikatnie odsuwać od siebie wciąż zawzięcie próbującego zwrócić na siebie uwagę Hidana, ale ten jednak znacząco mu to utrudniał, przylegając do niego jak mały, siwy komar. Wydawał przy tym okropnie podniecające Kakuzu dźwięki, co jeszcze pogarszało sprawę. Mimo tego, że to on z ich dwójki powinien być tym mniej trzeźwym, skąpiec w którymś momencie naprawdę spiął się w sobie i usiadł wraz z Hidanem w skotłowanej pościeli, trzymając go za ramiona i patrząc mu głęboko w oczy. Może tak zrozumie, że Kakuzu wcale nie rzucił tamtych słów na wiatr. - Powiedziałem coś. - westchnął, przecierając sobie oczy jedną z dłoni. - Nie chcę żebyś tego żałował, nie chcę być numerkiem na jedną noc, po prostu nie. Nie dzisiaj. - spojrzał na niego ponownie, widząc tym razem przed sobą bardzo bezbronnego Hidana o błądzących po pokoju, rozgorączkowanych oczach, zaczerwienionych policzkach i delikatnie nabrzmiałych od pocałunków ustach. Mógł się nawet o to obrażać, ale stan, w jakim się znajdował, nie pozwalał Kakuzu na okropne wykorzystanie go i to jeszcze pod wpływem. Delikatnie przyciągnął go do siebie, ale zamiast ponownie go całować, po prostu go objął, wtulając twarz w jego włosy. Mógł się nawet wierzgać, chcieć bić o to, co Kakuzu właśnie zrobił, ale jego zdanie pozostało niezmienne.

Chciałem go. Naprawdę go chciałem, nie tak jak innych. To było coś czego sam w sobie nie umiałem powstrzymać. Jednak gdy usłyszałem ciche jęknięcie przez Kakuzu, który w tym momencie wypowiedział moje imię.. po prostu straciłem zmysły i napierałem na niego domagając się chociaż trochę dotyku z jego strony. Wiedziałem, że więcej nie będę w stanie na trzeźwo zrobić tego, co robiłem teraz. Nie wiedziałem, że będę kogoś kiedykolwiek tak pożądał.
Moje ciche marzenie o jego dotyku ulotniło się gdzieś, kiedy tylko starszy usiadł ze mną i odsunął od siebie skutecznie za ramiona. Nie rozumiałem czemu. Przecież wyraziłem zgodę, wręcz sam o to się prosiłem. Byłem pewien, że jutro nie żałował bym tego jeśli doszłoby między nami do czegoś więcej. Nawet.. cieszył bym się.
Słuchałem z coraz bardziej zawiedzioną miną. Mrugałem oczami, próbując powstrzymać zalegające w kącikach oczu łzy. Zostałem.. odrzucony? T-tak? Wstrzymałem oddech słysząc, że Kakuzu mówi o tym, jak to będzie głupi czyn i nieuczciwy, bo piliśmy sake. Przymknąlem oczy i spuściłem wzrok na jego klatkę piersiową. Jeździłem po niej wskazującym palcem zataczając mała ósemkę.
- A.. ale.. ja.. - zacząłem lecz starszy przyciągnął mnie do siebie. Z nadzieją przysunąłem się, myśląc, że jednak jeszcze raz zatopi swoje smaczne usta w moich, ale nic z tych rzeczy. Wtulił mnie w siebie, co odebrałem jako małe przeprosiny. To w jego stylu. Nic w prost..
Przez moment się wahałem, jednak nie umiałem być zły. Nie w tej okoliczności i nie na niego. Chociaż przez myśl przebiegł mi bardzo okropny pomysł, aby wyrwać się z jego żelaznych objęć i pójść po prostu spędzić tę noc z randomową laseczką z recepcji. Ale nie potrafiłem. Objąłem go delikatnie chowając zawstydzenie wymalowane na twarzy w załamaniu jego szyi i szczęki. Nie widziałem jak to obrać w słowa. Próbowałem ostygnąć z tego ogromnego pragnienia, które mną zawładnęło. Byłem pewien, że przez to małe zatrzymanie mnie przez Kakuzu będzie mi ciężko się przełamać, jeśli jutro faktycznie nie zapomnę tego co przed chwilą we mnie wstąpiło.
- Nie będę Cię do siebie zmuszał. - wykrztusiłem z siebie po dłuższej, niezręcznej chwili milczenia.

- Jutro, Hidan. Jutro o tym porozmawiamy. - powiedział cicho, dalej trzymając go blisko siebie, wtulonego. Nie zamierzał się stamtąd nawet ruszać, bo ta chwila po prostu była za dobra. Nie wiedział, czy to jakaś nagroda za dobre sprawowanie się w przynoszeniu zwłok do skupu otrzymana od pokręconego losu, czy nie, ale nie chciał tego przerywać. Przesunął delikatnie jedną z dłoni na plecy Hidana, prawie głaszcząc go powolnymi ruchami, wręcz wyciszając go z nadmiaru emocji. Wiedział jednak, że trochę czasu minie, zanim srebrnowłosy będzie mógł na niego spojrzeć bez zażenowania. Oboje poniekąd zachowali się dzisiaj nie tak, jak wypadało, ale nikt nikogo nie miał zamiaru osądzać w tym momencie. Dla Kakuzu liczyło się tylko to, żeby Hidan nie miał do niego zbyt wielkiego żalu z samego rana, ale też nie czuł się przez niego odtrącony. W ogóle to jakoś dziwnie wyszło. Z jednej strony Kakuzu w pewnym momencie aż zapragnął wpieprzyć jashinistę w pierwszą najbliżej położoną płaską powierzchnię, płonął do tego, ale z drugiej strony w kontynuacji do tego przeszkodził mu zdrowy, chociaż trochę zapity, rozsądek. Sam siebie już zupełnie nie rozumiał, niczego nie rozumiał, a jego stan nie pomagał mu w tym ani trochę. Więc siedział tak, przytulając w swoje ciało parzącego aż od emocji srebrnowłosego, myśląc nad tym, jak to rozwiązać. Przerwały mu w tym cichutko wypowiedziane do niego słowa, od których aż go coś w środku zabolało. To przecież było nie tak. Hidan nie musiał go do siebie zmuszać, naprawdę. Po prostu… to Kakuzu chyba nie był na siłach, żeby w takim stanie wpaść w jego zastawione sidła. Chciał mu to jakoś wytłumaczyć, ale po prostu skinął głową w odpowiedzi, wzdychając lekko. Nie wiedział dalej, co ma zrobić. Czuł, że powinno być mu co najmniej niezręcznie, ale nie miał na to ochoty. Na to przyjdzie czas rano. - Jutro. - mruknął cicho, chociaż i tak dobry słuch jashinisty to wychwycił. - Moje zdanie o tym się nie zmieni do rana, nie martw się.
Teraz tylko czekał, czy zakłopotany dzieciak go tak zostawi, wygrzebie się do swojego łóżka, czy jednak pozostanie na tym miejscu. Kakuzu wątpił w tą drugą opcję, ale nadzieja matką głupich. Ech, był na to za stary.

Czasami trzeba było mi powtarzać dziesięć, a czasami sto razy, aby do mnie coś dotarło, wiedziałem, że to upierdliwe, ale już taki się urodziłem. Jak mnie stworzyłeś, tak mnie Panie Boże masz. Mruczałem pod nosem czując się trochę podniesiony na duchu, gdy czułem, jak czule Kakuzu mnie głaszcze. Wyciszyłem się jak nigdy dotąd.
Zaczynało do mnie docierać, że Kakuzu chce być po prostu uczciwy i postępować według tego jak sumienie mu nakazywało. Może nie wszystko stracone.. sam już nie wiedziałem, ale myślałem o tym dużo, bardzo dużo jak na tak krótką chwilę.
- Jutro. - powtórzyłem za nim i powoli się odsunąłem, pozwoliłem sobie skraść jeszcze jeden, ten ostatni pocałunek, jednak Kakuzu się odsunął, a ja byłem w stanie to zrozumieć. Uśmiechnąłem się smutno i wstałem poprawiając szlafrok i jeszcze na chwilę poszedłem do łazienki i zamknąłem się w niej. oparłem dłonie o umywalkę i pochyliłem głowę bezwładnie w dół, czując, że moje nogi.. ach.. jakby ktoś perfidnie w kolana wcisnął mi watę. Przemyłem twarz zimną wodą i patrzyłem jak spływa ze mnie i skapuje do zlewu w odbiciu lustra. Dotknąłem delikatnie opuszkami palców swoich warg i uśmiechnąłem się próbując w głowie odtworzyć moment, gdy Kakuzu nachalnie mnie pocałował. Podobało mi się to i nie zamierzałem tego ukrywać nawet przed samym sobą.
Po piętnastu, może dwudziestu minutach wyszedłem z łazienki i skierowałem się w stronę swojego łożka, na które bezwładnie opadłem, nie miałem nawet siły.. a może ochoty nakryć się narzutą robiącą za kołdrę, zasnąłem tak jak się położyłem w ciszy. A scena, której dzisiaj nie dokończyliśmy przyśniła mi się, więc czasami przez sen się uśmiechałem.


Stało się dokładnie to, czego Kakuzu oczekiwał, bo koniec końców Hidan postanowił się ruszyć. Ciemnowłosy został chwilkę później miło zaskoczony pocałunkiem, który całe szczęście do niczego później nie doprowadził. Zasługa samego zainteresowanego. No cóż, przynajmniej wiedział, że nie było między nimi tak źle, skoro jeszcze nie został zwyzywany od samotnych gburów i nie był kompletnie ignorowany przez swój, o zgrozo, obiekt westchnień. Dobra, sam przed sobą w końcu to przyznał.  Delikatnie się do srebrnowłosego uśmiechnął, mając nadzieję, że to też trochę poprawi mu humor i całą tą sytuację. Odprowadził go wzrokiem do drzwi łazienki, za którymi zniknął na dłuższą chwilę. W tym momencie Kakuzu stwierdził, że skoro jashinista jest się w stanie utrzymać w jako takim pionie, to on też. W praktyce nie było to za łatwe, bo przy przesuwaniu stolika na jego pierwotne miejsce, na podłogę upadł jeden z kieliszków, który następnie musiał podnieść. Nie dość, że zasrane gówno upadło daleko, to jeszcze plecy go zabolały. Pieprzone szwy. Pieprzone maski. Wszystko było złe w tym momencie. Doczłapał jeszcze do okienka, które szeroko otworzył, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Gdy w twarz uderzyły go kropelki deszczu, zmienił delikatnie taktykę i zostawił je po prostu uchylone.
Odwrócił się do Hidana, który w tym momencie walnął się na swoje łóżko. Chyba nawet nie zwrócił uwagi, że Kakuzu też postanowił wstać. Zamaskowany przeczekał kilka minut, aż był pewien, że jego kompan zasnął i podszedł do niego bardzo delikatnie, na samych palcach. A przynajmniej tak cicho, jak pozwalały mu plączące się nogi. Ze zmrużonymi oczami popatrzył na sylwetkę Hidana, po czym stwierdził, że okryje go kołdrą dookoła, bo nie będzie marznął w nocy. Postrzeganie świata w tej chwili przez Kakuzu było naprawdę dziwne.
Miał nadzieję, kierując się w stronę swojego posłania, że wszystko się ułoży, a jakby miało nie, to chociaż powrócą z Hidanem do wcześniejszych stosunków i będą sobie dogryzać do końca współpracy. Tego akurat ciemnowłosy sobie nie bardzo życzył, bo spodobało mu się rozmawianie z czasem przygłupim, bo przygłupim, narwanym wyznawcą Jashina. Nie był tak okropny, jak na początku twierdził.
Przysiadł sobie na łóżku, opierając się o ścianę i jakoś nie mógł zmrużyć oczu. Zapowiadała się długa noc w trzeźwieniu i rozmyślaniach na różne tematy. Może coś ze sobą wyjaśni do czasu obudzenia się Hidana. Coś wymyśli.

Gdy się obudziłem było koło południa. Nieobecnym wzrokiem szukałem zegarka, aby dowiedzieć się, która była naprawdę godzina. Najbardziej chyba cieszyłem się z tego, że nie miał praktycznie kaca, mimo, że fakt znów uschło mi niemiłosiernie w gardle.
Podniosłem się do siadu bardzo powoli i podrapałem się po karku ziewając głośno. Pomrugałem oczami, a potem je przetarłem. Pamiętałem wszystko z wczorajszego wieczoru, ale było mi okropnie wstyd. Wstyd.. ale jednocześnie nie żałowałem, że chociaż podjąłem próbę. Spojrzałem na Kakuzu, który miał lekko podkrążone oczy.
- Ktoś tu chyba nie spał. - wymamrotałem patrząc na starszego. - Zostajemy tu jeszcze jeden dzień czy masz już zlecenie na kolejnego shinobi? - spytałem omijając temat wczorajszego wieczoru. Nie wiem czy umiałbym coś z siebie teraz wydusić, znając życie zrobiłbym się cały czerwony i zamknął w sobie, gdyby Kakuzu poruszył ten temat, lub sprawił mu jakąś uwagę. Dobrze wiedziałem, że wyszedłem na napaleńca. Ale cóż, moje ciało było głodne.
- Pójdę po wodę. - zaproponowałem i wstałem. Poprawiłem szlafrok i rozczochrane włosy po czym opuściłem nasz pokój, a gdy zamknąłem za sobą drzwi, odetchnąłem cicho, po czym wyprostowałem się i założyłem na twarz glupkowaty uśmieszek jak gdyby nigdy nic. Tym razem trafiłem do barku bez przeszkód, modląc się w duchu, abym nie spotkał wczorajszej panienki z recepcji, pewnie byłaby zawiedziona, a mi się nie chciało robić z siebie pajaca. Wróciłem po niespełna 5 minutach do Kakuzu z dużą butelką wody i dwoma kubeczkami. Nalałem najpierw jemu wodę, a potem sobie, którą w mgnieniu oka wypiłem.
Moje ciało było przy nim sztywne. Próbowałem zachować dystans jakby bojąc się, że naruszę jego przestrzeń osobistą. Liczyłem na to, że nie wyglądało to komicznie, czy dziwnie.


Oczywiście, nawet nie udało mu się w trakcie nocy zmrużyć oka ani na minutę. Dręczyło go chyba wszystko, nie dając mu spać. Wiatr za oknem, niewygodna ściana, krzywo położona obok poduszka. Cholery szło dostać. Kolejną niespodzianką dziejącą się w przeciągu krótkiego okresu czasu, było pojawienie się Zetsu, który przybył przekazać mu krótką wiadomość. Bardziej gadatliwa połowa zaczęła głośno gadać, pytać, dlaczego Kakuzu siedzi jak strach na wróble, ale po oberwaniu w swoje pół twarzy ciężkim zwojem dała sobie spokój. Dwukolorowy zniknął tak szybko, jak się pojawił, zostawiając Kakuzu samemu sobie i czasem śmiejącego się przez sen Hidana. Ciekawiło go, co takiego mu się tam śniło.
Gdy zaczęło świtać, jakoś energia w nim powoli odżyła. Przeczekał jakoś następne kilka godzin, gapiąc się w niebo za oknem. Usłyszał jakieś niemrawe dźwięki i kątem oka zobaczył, jak Hidan delikatnie unosi głowę spod kołdry, błądząc dalej zaspanym wzrokiem po pomieszczeniu.
Wcale nie wyglądał lepiej od Kakuzu. Cienie pod oczami, lekko opuchnięte oczy, zaschnięte wargi, ogólnie wydawał się jakiś mało zdatny do życia. Na jego pytanie ciemnowłosy pokręcił przecząco głową. Cóż, nawet nie utrzymywał z nim kontaktu wzrokowego. Nie było powodu, żeby się odzywać.
Wyplątał się z dokładnie owijającej go kołdry i wyszedł z ot tak z pokoju. Kakuzu poczuł się zażenowany samym sobą. Widać było, że Hidan żałuje w ogóle jakiegokolwiek zadawania się z nim, a on głupi sobie jakieś nadzieje robił. To pewnie nawet nie było to durne zauroczenie.
Podziękował jednak za przyniesioną chwilę później wodę. Keep it neutral, czy jak to szło. Nie będzie robić z siebie pajaca od razu wyznając mu miłość, w nadziei doprowadzając ich do stanu, gdzie książę i księżniczka żyli długo i szczęśliwie. Potestuje trochę sytuację. Może jednak nie wszystko stracone.
Czuł, że ma jakieś durne rozdwojenie jaźni po tej nocy, bo zdecydowanie za dużo rozmów prowadzi sam ze sobą.
Po szybkim prysznicu i minimalnym ogarnięciu się postanowił, że mogą ruszyć w dalszą drogę, tym razem już wprost do siedziby. Ku jego zdenerwowaniu, deszcz ani trochę nie przestał padać przez noc. Wychodząc przez główne wejście budynku mógł z łatwością zauważyć, że będą tonąć w grzęskim błocie. Hidan dalej mało co się odzywał. Zapowiadało się cudownie.

Gdy wyszliśmy w końcu z hotelowego motłochu odetchnąłem czując na sobie krople deszczu, które działały na mnie kojąco. Nie wiedzieć czemu.. czułem się tak czysty.
Nie było po mnie widać, bo szedłem ze zmieszaną miną, ale cieszyłem się, że idę obok niego. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale cisza zaczęła mi ciążyć, wzgledna cisza, bo spadający deszcz odbijający się o najmniejsze rzeczy robił niezły szum.
- Ile mamy przed sobą drogi? Kakuzu? - spytałem pukając go palcem w ramię po godzinie marszu. - a tak w ogóle to musimy zrobić zaraz przystanek, bo MUSZĘ się pomodlić. - wygderałem. - i swoją drogą przydałaby się jakaś parasolka. - mruknąłem zrezygnowany. Wodzilem wzrokiem a to po swoich ubłoconych stopach, a to po stopach Kakuzu.
- Nie zdążyłem zjeść śniadania.. - mamrotałem łapiąc się za brzuch. - Nie uważasz Kakuzu, że ta okolica jest jakoś dziwnie za spokojna? - spytałem po dłużej chwili robiąc wytężoną minę, jakbym nasłuchiwał i patrolował okolice w zasięgu swojego wzroku. - OOOOI.. Kakuzu? A ta technika sprzątaczki to działa na ubłocone buty? Już mi tak chłopie w butach, że zaraz je zabije i złoże w ofierze. - burknąłem robiąc obrażoną minę na te martwe przedmioty, które miałem na stopach.
W przerwach, gdy nic nie mówiłem.. zastanawiałem się, co Kakuzu myślał o wczoraj. Czy był na mnie zły? W końcu byłem nachalnym w dodatku rozpalonym, napalonym siwym szczeniakiem, jakby on to ujął w swoich słowach.
Byłem idiotą jeszcze większym niż zwykle dzisiaj. Liczyłem na to, że mnie gdzieś porwie i zachowa się dziko tak jak wczoraj póki nie zaczął się opierać. Chętnie przetestowałbym wszystko na swojej skórze. Ale to nie koncert życzeń. Ponadto moglibyśmy mieć problemy, gdyby jednak doszło do poważnego romansu między nami, a ktoś z Akatsuki by to zauważył. Chociaż tak naprawdę sam nie wiedziałem czego spodziewać się po tych ludziach. Ale chyba najbardziej z Akatsuki denerwował mnie Zetsu i Kisame.
- Głupie bezbożne gnojki. - warknąłem sam do siebie, ale na pewno Kakuzu to usłyszał, bo obrócił się w moją stronę. Zaśmiałem się zamykając oczy i podrapałem po karku.
- Heh! Wybacz Kakuzu, po prostu jak pomyślałem, że w kryjówce zobaczę pysk Zetsu i Kisame, to napaliłem się na ich śmierć. - powiedziałem rozbawiawiony swoim wyobrażeniem.

Przez pewien czas ich mozolnej wędrówki po grząskich ścieżkach Kakuzu nawet nie próbował zakłócać ciszy swoim bezsensownym gadaniem. Miał wrażenie, że nie powinien odzywać się do Hidana ani jednym słowem, bo przypadkowo palnąłby coś głupiego. Całe szczęście jego towarzysz jako pierwszy postanowił przerwać ich obopólne milczenie, zaczynając marudzić na temat swojej modlitwy. Zamaskowanemu jakoś dziwnie wtedy ulżyło.
Słuchając jego obelg posyłanych w stronę tonących w błocie butów, aż się delikatnie uśmiechnął pod maską. Cały Hidan, podniecał się tak mało ważnymi rzeczami, na które zupełnie nie miał wpływu. Ciemnowłosy mógłby mu jeszcze pomóc, popychając go w jakąś większą kałużę, ale nie chciał później wysłuchiwać większych narzekań ze strony partnera. I tak już narzekał wystarczająco.
Po chwili namysłu stwierdził, że pójdzie mu na rękę i zatrzymają się na krótką chwilę, chociaż do kryjówki zostało jeszcze kilka marnych godzin. - Masz swoje pięć minut, Hidan. I ani chwili więcej. - Znajdując odpowiednio wielki kamień położony obok drogi, Kakuzu postanowił na nim usiąść, patrząc na Hidana w oczekiwaniu. Skoro już miał odprawiać swoje modły, to niech robi to tutaj. Nie było w okolicy żadnych budynków, straganów, świątyń, wszędzie było takie samo błoto. Mogliby się pozbyć go jakąś techniką, owszem, ale oglądanie wkurzającego się jashinisty samo w sobie było trochę zabawne. Takie rzeczy chyba nigdy nie znudzą Kakuzu.
Posłuchał jeszcze trochę narzekania na innych członków organizacji, zanim Hidan w końcu zabrał się za swoje modlitwy. Oczywiście, chwilę później błoto dookoła zmieniło swój kolor na dziwne połączenie brązowo-bordowego, a sam zainteresowany zaczął recytować coś do siebie, ciemnowłosy nawet nie słuchał, co dokładnie. Po prostu siedział tak na tym głazie, obserwując, jak po twarzy jashinisty spływa deszcz, jakby go trochę nawet odmładzając. Wyglądał też na szczęśliwszego. Prawie, jak wieczór wcześniej. Aż chciało się go.. Przytulić, Kakuzu, przytulić. To nie czas na takie zajęcia, jeszcze trochę drogi przed nimi.
Gdy tylko odliczony czas minął, zamaskowany wstał ze swojego miejsca, ściągając z twarzy maskę, z której i tak lała się już woda, a była tylko nieprzyjemna. Nawet nie myślał, że mały deszczyk zamieni się w okropną ulewę, która pewnie już gdzieś spowodowała powódź. Przeskoczył nad jakimś mini jeziorem na ścieżce, podchodząc do klęczącego na ziemi z ostrzem w piersi jashinisty. Poczekał jeszcze kilka sekund, zanim pomógł mu wstać z tego okropnego błota. Jeśli narzekał wcześniej na syf w swoich butach, to teraz pozostało mu tylko jeszcze bardziej współczuć. Chodź, idziemy. - powiedział, wyciągając spomiędzy jego żeber zakrwawione ostrze. - W tym momencie Kakuzu postanowił, że użyje na nim, jak Hidan niemiło to nazwał, “techniki sprzątaczki” pozbywając się przynajmniej większości błota z jego ubrać. Na wodę i tak za bardzo nic nie pomogło, bo lała się na nich z nieba, na obu nie pozostawiając suchej nitki.

Gdy w końcu łaskawie pan Kakuzu raczył się zatrzymać odetchnąłem z ulgą.
- W końcu!! Już myślałem, że zamierzasz tak łazić cały dzień! - lamentowałem. - Nogi mi włażą w tyłek. - szepnąłem kręcąc głową na boki. Deszcz chyba nie miał zamiaru przestać padać. Usiadłem przy samej rzece i odprawiłem rytuał uprzednio rysując okrąg z równobocznym trójkątem w środku. Usiadłem dokładnie tak aby znajdować się w jego centrum i zacząłem krzyczeć.
- W imię Jashina-sama składam tą ofiarę z niewinnej krwi! - i przebiłem swoją klatkę piersiową, a przeze mnie zaczęły przemawiać głosy wymawiając jakąś modlitwę. Czyli wpadłem w trans. Przerwał go Kakuzu, który wyjął ze mnie ostrze, aż kaszlnąłem krwią.
- Mówiłem Ci tyle razy żebyś tak tego nie przerywał! Zostałem natchniony samym duchem pana Jashina! - krzyknąłem mrużąc powieki. Fakt faktem deszcz trochę obmył mi zakrwawione ubranie. - Wiesz gdzie mam błoto? Nie wiesz. A ja Ci nie powiem. Ale nie powinno go tam być. - wykrzywiłem twarz w kwaśny grymas. - Powiem tak, nienawidzę deszczu, a jeszcze bardziej nienawidzę błota. A od tego nie nawidze mieć błota tam gdzie nie jest jego miejsce. Ja rozumiem, że nakładają je w spa jakieś seksowne laseczki, ale TE BŁOTO.. nie przyciąga panienek ze spa. - narzekałem wstając z pomocą Kakuzu i poprawiłem swój ochraniacz na szyi. Później mój partner użył techniki sprzątaczki z akademii i byłem oczyszczony z błota. Ale to podziałało tylko na ubrania. Szkoda, że nie wyczyściło błota w miejscu gdzie mnie naprawdę drażniło.

I ruszyliśmy dalej w drogę. Była ona upierdliwa, bo do samej kryjówki lało jak z cebra. Doszliśmy tam dopiero pod wieczór, a nie obeszło się w drodze bez moich narzekań przeplatanych z wesołą paplaniną i pytań czasami bardzo głupich, które kierowałem do Kakuzu.
- HEEEJ! POZNAJE JUŻ TĄ OKOLICĘ. ŚCIGAMY SIE? - spytałem pełen nadziei, ale spotkałem się z odmową.
- Może i nie mam dziesięciu lat, ale nie będę się zachowywał jak stary zgred. - przedrzeźniłem go z szerokim uśmiechem. - Oi, Kakuzu? Jak Kisame zacznie się znów do mnie przypieprzać mogę go złożyć Jashinowi? A tak w ogóle to nie wiem czy Jashin-sama będzie chciał w ofierze taki rybi łeb jak jego. Ewentualnie zrobię sobie nowy naszyjnik z jego flaków. - powiedziałem i wzruszyłem ramionami. Trafiliśmy akurat na grupowe zebranie, na którym przysnąłem bo było tak nudno.. a moje chrapanie rozeszło się echem po jaskini. Ktoś mocno mnie uderzył w głowę przez co się obudziłem i wysłuchałem Paina, a raczej jego marnego hologramu. Przydzielono nam nową misje. Hmm...
Ciekawe czy w kolejnej podróży uda mi się zbliżyć do Kakuzu.. to znaczy.. uh.

Nie, przymknij się. - odpowiedział Hidanowi jak zwykle na taki rodzaj pytań. Nie miał zamiaru biegać w stronę kryjówki żeby tylko srebrnowłosy miał się z czego głupio śmiać. Nie chciał mu nawet przypominać, że czasy bycia zasranymi smarkaczami już się dawno skończyły. Westchnął tylko, gdy zasypała go fala kolejnych energicznie wyrzucanych słów ze strony partnera. To i tak było lepsze, niż wtedy, gdy szedł obok obrażony i na wszystko burczał pod nosem.
Jak zwykle mieli nieszczęście, bo chwilę po pojawieniu się w kryjówce zostało ogłoszone zebranie, których Kakuzu szczerze nienawidził. Zwykłe marnowanie czasu, a jak wiadomo - czas to pieniądz. Do tego miało miejsce w hali treningowej, która była po prostu jaskinią, co tu mówić. Zimno, wilgotno, z Kakuzu dalej spływało błoto pomieszane z deszczem, bo nie miał ani jednego momentu dla siebie, w którym mógłby się tego cholerstwa pozbyć. Na dodatek po kilku chwilach od rozpoczęcia pieprzenia przez nieobecnego Paina o bezsensownych statystykach z misji, Hidan oparł się o Kakuzu i zaczął pochrapywać pod nosem. Zamaskowany nie omieszkał z całej siły przyłożyć mu w głowę, chociaż w innych okolicznościach dałby mu spokój. Sam chciał cholernie zmrużyć oczy, ale jako skarbnikowi Brzasku raczej mu nie wypadało tego zrobić.
Pod koniec tego marnego monologu dowiedział się, że mają kolejną misję. Tym razem otwarcie przejechał sobie dłonią po twarzy, słysząc, że Hidan swoim marudnym jękiem mu wtóruje. Zignorował zdegustowany wzrok rudzielca, który patrzył się na ich dwójkę przez chwilę. Kilka dni marszu każdemu dawałoby się we znaki, nawet jemu. Durny zasraniec. Kakuzu cieszył się w tym momencie, że lider nie był tam obecny ciałem Ścieżki Ludzi, bo mógł go sobie wyzywać w myślach ile tylko chciał. Pieprzona telepatyczna poprzebijana pomarańcza. Jak się później okazało - kolejna misja pełna zbierania ciał. No cóż, to trochę zamaskowanemu poprawiło humor, a Hidana jeszcze bardziej wbiło w ziemię. Przed nimi tydzień marszu z przerwami na rozbebeszanie zwłok i znoszenie ich od skupu.
Po skończeniu tej farsy zatytułowanej “jesteście cudownymi mordercami, oby tak dalej, o, macie tu jeszcze coś do zrobienia” Kakuzu poklepał załamanego Hidana po ramieniu i wyszedł z pomieszczenia, udając się w stronę kuchni. Widział kątem oka, jak do jashinisty podchodzi ta głupia blondynka, pewnie po to, żeby go powkurwiać. Aż się w Kakuzu lekko zagotowało. Tylko on miał prawo wnerwiać swojego partnera i tylko on.


Wspaniale. Po prostu idealnie. Mamy wyruszyć jutro wieczorem, a do tego czasu muszę się gnieździć z tą całą hmarą gówniarzy. Byłem trochę wkurzony na Kakuzu, że nabił mi przy okazji kolejnego guza z tyłu głowy.
Mógł przecież jak człowiek mnie trącić... Ale nieee.. zero subtelności i delikatności. Głupi, słodki staruch. Znaczy co?
Mimo wszystko widok jego frustracji spowodowanej przez lidera Akatsuki wynagrodził mi to w jakiś sposób. Nie żebym cieszył się z tego, że ktoś go porządnie wpienia oprócz mnie... Po prostu jego kamienna twarz komicznie wygląda.
Jak usłyszałem o nowej misji.. zacząłem się wydzierać.
- Jesteś nieludzki! Ileż można zapieprzać od kraju do kraju po jakiś beznadziejnych shinobi, za które jakiś idiota wyznaczył nagrodę. Przecież to bez sensu.. Dałbyś nam bardziej kreatywną misje! - warknąłem, jednak widząc, że Kakuzu zmrużył oczy lekko w moją stronę, uciszyłem się. Widziałem, że lubi zgarniać ładne sumki za trupy. Wiec mentalnie przybiłem piątkę z czołem.
Po zakończeniu tej szopki ruszyłem za Kakuzu, który prawdopodobnie skierował się do kuchni, jednak zostałem zatrzymany przez gliniarza Deidarę.  Spojrzałem na sufit i uniosłem lekko ręce do góry mówiąc pod nosem "dlaczego właśnie teraz, Jashin-sama....??". Odwróciłem się w stronę blondyna i skrzyżowałem ręce na klatce.
- I z czego tak tą miche cieszysz, żółtkowłosy? - wycedziłem patrząc na blondyna z politowaniem.
- Z Ciebie cholera, a z kogo? - mówił pękając ze śmiechu. Aż żyłka nad okiem zaczęła mi drżeć.
Potem podszedł do mnie i próbował mi uklepać odstające kosmyki włosów. Zacząłem się na niego wydzierać i machać w jego stronę kosą.
- Co Ty bałwanie wyprawiasz!? - warknąłem i udało mi się go sięgnąć stopą przez co odleciał w powietrze i wyskoczyłem za nim kręcąc się wokół własnej osi, a na koniec spektakularnie wbiłem go w ziemię.
- Zaraz puszczę pawia.. - mruknął blondwłosy. - a potem Cię zabije.
Wybuchnąłem śmiechem zabierając stopę z jego brzucha.
- Nie dasz rady. - odparłem pewnie i założyłem kosę na plecy, a potem zarzuciłem włosami do tyłu.
- Skąd ta pewność? Wysadzę Cię w powietrze i tyle będzie Cię widać. - burknął urażony moim niedocenieniem.
- Zawsze ją miałem, blondwłosa pokrako. - powiedziałem lekceważąco i zacząłem od niego odchodzić.
Dokuczeń ze strony Deidary nie było widać końca.
- Jeśli się nie zamkniesz tej swojej mordy za sekundę, to złoże Cie Jashinowi w ofierze!!! - wydarłem się i zamachnałem się kolejny raz w jego stronę swoją bronią. Dlaczego ja myślałem, że nie lubię Kisame i Zetsu, którzy się trzymają ode mnie z dala? Powinienem się najbardziej obawiać Deidary.
- Idź pozawracaj dupę rudemu. - mruknąłem wspominając o Sasorim. - Niech Cię nauczy co to sztuka milczenia. Znów wybuchnął śmiechem za moimi plecami.
- I z czego się kurwa śmiejesz?!
- Przecież mówiłem, że z Ciebie! - odpowiedział przecierając oczy z łez.
Usiadłem pod ścianą i próbowałem zasnąć, ignorując pieprzenie Deidary nad uchem. Zastanawiałem się gdzie jest Kakuzu. Byłem zniecierpliwiony, bo gdybym mógł, wyrwał bym się z nim już teraz.
Poczułem lekkie szturchnięcie w ramię.
Deidara.
- Heej? Ty śpisz? - zapytał marszcząc czoło.
- Nie kurwa, powieki oglądam!!! - wrzasnąłem i odsunąłem jego twarz wciskając w nią swoją dłoń.
Postanowiłem się ulotnić, nie wiedziałem, że ta technika na coś mi sie przyda.. złożyłem ręce do pieczęci. Motyl. Byk. Lew.
I zniknąłem. Zamiast mnie pojawił się wielki obłok dymu, który wywołał u Deidary kaszel.
Natomiast ja pojawiłem się na zewnątrz. Juz wolałem stać na tej ulewie niż użerać się z blondynką.
Zacząłem iść wzdłuż jaskini, aż trafiłem na sam koniec i wszedłem do tej nory od tyłu. Przemierzałem korytarz chcąc znaleźć się w swoim pokoju. Jednak gdy przechodziłem koło drzwi od sypialni Kakuzu.. zatrzymałem się na chwilę. Rozejrzałem się i gdy nikogo nie było na widoku podniosłem rękę by zapukać, lecz zatrzymałem ją przy samej powierzchni lakierowanych, drewnianychi drzwi.

 - Nie mogę przecież.. - szepnąłem sam do siebie i przewróciłem oczami po czym pacnąłem się w czoło.



W kuchni na całe szczęście nie było nikogo, oprócz wyraźnie znudzonego Uchihy, który studiował jakiś zwój, leniwie popijając kawę. Siedział na fotelu w rogu, którego historii dalej żaden z nich nie znał. Oboje podejrzewali, że to pewnie pijany Deidara go tam zaniósł, ale nikt nie miał co do tego pewności, a sam zainteresowany się do tego nie przyznawał. Kakuzu skinął głową w stronę Itachiego, idąc w stronę gigantycznej lodówki. Doskonale wiedział, że zostawiał za sobą mokrą ścieżkę z błota, pyłu i wody, ale nie mogło go to obchodzić mniej. Chciał tylko szybko coś w siebie wrzucić i iść ściągnąć z siebie te wszystkie przemoczone paskudztwa. Miał dość deszczu na dzisiaj. Miał dość deszczu na cały przyszły miesiąc.
Wchodząc kilkanaście minut później do swojej małej sypialni w innej części siedziby od razu postanowił zrzucić z siebie przemoczone ubrania, które wkurzały go, bo przy każdym najmniejszym ruchu nowa fala wody wpływała tam, gdzie nie powinna. Pozbył się jak najszybciej płaszcza, skąd najpierw wyjął swoją sakiewkę z najbardziej chronionymi pieniędzmi świata, a następnie rzucił nim o kamienną posadzkę, aż rozległ się nieprzyjemny chlupot. Zmarszczył nos na ten dźwięk, ale zaraz za nim poleciała przemoczona maska, później cała górna część odzieży. Kolejne poszły na rzeź ubłocone buty, którymi już pewnie zdążył zafajdać większą część dywanów rozłożonych w korytarzach po całej organizacji. Kto to w ogóle wymyślił? To było do przewidzenia. Jak nie krew, to syf i brud. Już miał ściągać z siebie spodnie, kiedy niezwykle podejrzliwy rozsądek kazał mu się odwrócić. Brawo Kakuzu, zapewniasz przechodzącym ludziom darmowy striptiz, bo nie umiesz nawet zamknąć swojego pokoju porządniei.
Z westchnieniem podszedł do uchylonych drzwi, żeby je domknąć, ale jego uwagę zwrócił szybko  znikający za nimi cień i raczej znane mu skupisko chakry. Zamaszyście otworzył je do końca, chwytając przypadkowego podglądacza za kołnierz płaszcza i pociągnął go w swoją stronę. Pokój został zatrzaśnięty, a on sam na sam z… widocznie wystraszonym Hidanem, na którego policzkach  powolizaczynały pojawiać się wypieki. Chyba zdał sobie sprawę z sytuacji, w której się znalazł, bo za sobą miał gruby beton w postaci ściany, przed sobą lekko zdenerwowanego Kakuzu i brak jakiegokolwiek wyjścia na zewnątrz. 
- No proszę, kogo my tu mamy? - wysyczał ciemnowłosy, uśmiechając się pogardliwie, gdy patrzył na swoją zdobycz. - Zachciało się podglądania, hm? - zapytał tonem karcącego rodzica, ale chwilę później przyciągnął do siebie wciąż mokrego od deszczu jashinistę, żeby złożyć żarliwy pocałunek na jego ustach. W tym momencie postanowił choć na chwilkę wyłączyć przeszkadzające mu myślenie i skupił się na rozgrzanym ciele przed sobą. Dłonie same jakoś zjechały policzków jashinisty niżej na dolną część pleców, ale nie miał zamiaru robić z nimi nic innego. Po prostu potrzebował odreagować…  nie wiedział co, ale potrzebował. Nie więcej, nie mniej, tylko krótkiej chwili ze swoim chyba nowym ulubionym zajęciem. [...partnerem, choć to słowo miało teraz inny wydźwięk, niż na początku ich znajomości. Cieplej mu się kojarzyło. 
- Następnym razem po prostu poproś. - uśmiechnął się ponownie, gdy tylko udało mu się oderwać od słodkich ust srebrnowłosego. No proszę, kolejna rzecz, której nigdy nie powiedziałby do nikogo jeszcze tydzień wcześniej, a jakoś łatwo się ją wypowiedziało.
Odsunął się od zupełnie zaskoczonego jashinisty, którego chyba lekko wcięło. Jako, że nic dalej nie mówił, coś tam gdzieś wyjąkał pod nosem, Kakuzu pocałował go w czoło (chyba był chory przez ten deszcz) i zniknął za drzwiami swojej małej łazienki. Zrzucił z siebie resztę mokrych ubrań, które wrzucił do pustego na pranie, a założył na siebie czyste rzeczy, w tym długie czarne spodnie, bo jakoś zimno było w tych wszystkich jaskiniach i czarny podkoszulek, który dostał na swoje dziewięćdziesiąte urodziny od “niewydarzonego pajaca”, którego właśnie przed chwilą zostawił samego w swoim pokoju. Cóż, gdy wyszedł do niego właśnie, jasnowłosego już tam nie było, a mówiąc szczerze została tam tylko ledwo widoczna mokra plama z deszczówki i lekko uchylone drzwi. A akurat chciał mu rzucić jakimś żartem, po raz pierwszy od nastu lat. Chyba nie będzie miał okazji.  ]

Gdy usłyszałem ciężkie kroki w stronę uchylonych drzwi, spanikowałem. Odruchowo rzuciłem się w długą do swoich drzwi, ale nic z tego. Kakuzu z jego refleksem.. chwycił mnie za końcówkę płaszcza i wciągnął do swojej sypialni.
Słysząc zarzucenie, że chciałem go podglądać otworzyłem usta z zamiarem wytłumaczenia tej niedorzeczności. Może chciałem sprawdzić co robi, ale to nie tak..
Moją uwagę przykuł nagi i mokry tors mojego towarzysza misji. Natychmiast zacząłem się rumienić na ten widok i znów przybrałem postać buraka roku. Mimo ilości błota i wody na jego ciele wyglądał teraz bardzo męsko i pociągająco. Masakra co ten człowiek ze mną robi.
Poczułem kolejne pociągnięcie w jego stronę na co rozchyliłem szeroko powieki, a potem moje usta wpadły wprost na jego wargi. Oczywiście, od razu się wczułem w pocałunek i równie nachalnie co on żarliwie go oddałem dokładnie zwiedzając swoim językiem każdy zakamarek jego języka. Wydałem z siebie ciche stęknięcie, gdy moje zaskoczenie minęło i przywarłem swoim ciałem do jego. Objąłem jego kark powoli swoimi dłoniami i przysunąłem się jeszcze bliżej ocierając o partnera. Znów go zapragnąłem, a o wszystkim co było wokół nas, zapomniałem. Zupełnie zatraciłem się w jego przyjemnych wargach. Nie wiedzieć kiedy złapałem za jego pasek od spodni i pociągnąłem go w stronę łazienki zrzucając jego ciężkie ubrania. Miałem nadzieję, że teraz mnie nie odtrąci, nie teraz, gdy znów jego ciało rozgrzało i moje. Nie odrywając się od jego ust otworzyłem drzwi do łazienki.
- Ka.. Kakuzu.. - sapnąłem rozmarzony w jego usta w najbardziej seksowny sposób jaki tylko potrafiłem. Rozpalił moje zmysły całkowicie podobnie jak wczorajszego wieczoru. Dostałem niemałych palpitacji serca. Zassałem się na jego dolnej wardze ust, którą zaraz pociągnąłem w swoją stronę zębami i puściłem. Spojrzałem w jego jasne oczy wzrokiem, którego nikt nigdy nie miał okazji doświadczyć tak jak teraz on. Było to spojrzenie w zachęcające, perwersyjne i szczere.


cdn :)
© Agata | WS
x x x x x x x.